Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałdrugi.PomysłFouchego
Któregośzostatnichdnibrumaire'a,przedpołudniem,kiedyHulot
ćwiczyłswojąpółbrygadę,całkowicienaskutekrozkazuzwierzchności
skoncentrowanąwMayenne,umyślnyprzybyłyzAlencondoręczył
mudepesze.Naszkomendantzacząłjeczytać:dośćmocne
nieukontentowanieodmalowałosięnajegotwarzy.
–Naprzód!–wykrzyknąłzezłością,wciskającpapierypod
kapelusz.–Dwiekompaniewymaszerujązamną,kierunekMortagne.
Szuanietamsiępokazali.
–Zabieramwas–rzekłdoMerle'aiGérarda.–Niechżemnie
nobilitują,jeślisłoworozumiemztychdepesz.Azresztąmożejestem
poprostuostatnimbałwanem,mniejszaztym,naprzódmarsz!Nie
maczasudostracenia.
–Acóżtozatakiegłupstwazawierałatatorebka,obywatelu
komendancie?–ozwałsięMerlewskazującczubkiembutaurzędową
kopertę.
–Dopioruna!Nictamniema,naprzykrzająsięibasta!Jeśli
komendantowiwyrwałosiętożołnierskiesłówko,wspomnianejużraz,
nadciągałazawszejakaśburza.Rozmaiteintonacjezawierającego
jezdaniaporównaćbymożnazpodziałkąniezawodnegotermometru,
którywskazywałpółbrygadzie,dojakiegostopniasięgawdanejchwili
cierpliwośćdowódcy;staregożołnierzacechowałaotwartość,przejrzeć
więcbyłogotakłatwo,żeinajpośledniejszyzciurówrychłopoznawał
swojegoHulotanawylot,obserwującodmianylekkiegogrymasu,
wktórymkomendantmarszczyłpoliczekimrugałoczami.
Wopisywanymmomencieobajprzyjacielezamilkliipoczęlimiećsię
naostrożności,kiedybowiempadłopomienionesłowo,głosHulota
wrzałtłumionązłością.Nawetdziobypoospie,którymibyłousiane
tomarsoweoblicze,wydawałysięgłębszymi,apłećbardziejaniżeli
zwykleogorzałą.Grubyharcapobrzeżonywarkoczykamiopadł
najedenzepoletów,kiedyHulotwkładałtrójgraniastykapelusz.Hulot
odrzuciłharcapztakąwściekłością,żewarkoczykisięsplątały.Ilubo
stałnieruchomo,zacisnąwszypięści,aramionamocnonapiersi
skrzyżowawszy,chociażwąsmusięjeżył–Gèrardośmieliłsięzadać
pytanie:
–Czywyruszamynatychmiast?
–Tak,jeśliładownicesąpełne–odburknął.
–Sąpełne.