Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Chybanajlepiejbędzie,jeślipansięzobaczyzpanem
Władimirem.Tak,stanowczopowinienpanrozmówićsięzpanem
Władimirem.Niechpantupoczekadodałiwyszedłswymdrobnym
krokiem.
PanVerlocprzesunąłnatychmiastrękąpowłosach.Naczoło
wystąpiłymudrobnekroplepotu.Wypuściłpowietrzeprzez
ściągnięteustajakczłowiekdmuchającynałyżkęgorącejzupy.Agdy
lokajwbrązowejliberiiukazałsięcichowedrzwiach,panVerlocstał
dosłownienatymsamymmiejscu,gdziesięznajdowałpoprzednio.
Stałbezruchu,jakbyczuł,żejestotoczonywilczymidołami.
Poszedłzalokajemprzejściemoświetlonymprzezsamotny
płomieńgazowy,potemkręconymischodamiiwreszcieoszklonym,
wesołymkorytarzemnapierwszympiętrze.Lokajotworzyłjakieś
drzwiiusunąłsięnabok.PanVerlocpoczułpodnogamigrubydywan.
Pokójbyłobszerny,trzyokienny;młodyczłowiekowygolonej,dużej
twarzy,siedzącywobszernymfoteluprzedwielkimmahoniowym
biurkiem,rzekłpofrancuskudochancelierd’ambassade,który
odchodziłzpapieramiwręku:
Maszrację,moncher.Bestiatłusta,botłusta.
PanWładimir,pierwszysekretarz,cieszyłsięwsalonachopinią
człowiekaprzyjemnegoizajmującego.Byłponiekądulubieńcem
towarzystwa.Jegodowcippolegałnaodkrywaniuzabawnych
związkówmiędzyniepasującymidosiebiepojęciami.Rozprawiając
wtymduchu,przysiadałnasamymbrzegukrzesłaipodnosiłlewą
rękę,jakbywystawiałnapokazsweuciesznewywody,trzymając
jemiędzykciukiemapalcemwskazującym.Wygolona,okrągłatwarz
sekretarzaprzybieraławtedywyrazwesołegozdziwienia.
Leczwoczach,zwróconychnapanaVerloca,niebyłośladu
wesołościanizdziwienia.Rozparłsięwgłębokimfotelu,rozstawiwszy
szerokołokcie,izarzuciłnogęnagrubekolano.Jegogładka,różowa
twarznadawałamuwyglądprzedwcześnierozwiniętegoniemowlęcia,