Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RozdziałI
Zamykałjużostatniąaktówkę,kiedyotworzyłysię
drzwi.Bezpukania.
Najmocniejprzepraszamodezwałsięlekko
łysiejącyblondynale...Zaczerwieniłs.
Pewniemyślał,żeJakubzdążyłjużsięwynieść,
apokój,naktórytakdługoczekał,stałsię
przedsionkiemjegowłasnegozawodowegoraju.
Cześć,Mike,trochęmitozajęło,alewkrótcesię
zbieram.
Nie,nieotochodzipowiedziałMikejużpewnym
siebietonem.Paulcięszuka.
Jakubspojrzałnazegarek.Minęłatrzynasta?Poraz
pierwszyoddawnapogubiłsięwczasie,aleprzecież
totylelat...Cóżwięcznaczyjednagodzina.
Tak,tak,pamiętam.Jużidę.
Niemusisztegodzisiajzabierać.Mikestałprzy
jegobiurkumimowszystkozakłopotany,choć
ciekawskimwzrokiemwwiercałsięwbogatązawartość
stojącychdokołakartonów.Niemógłwżadensposób
dojrztegonajważniejszego,botesprawyznajdowały
sięmiędzyinnymiwMacBooku,właśniezabieranym
zbiurkaprzezJakuba.
Alechybabędziesznasodwiedzał?Mikepróbował
byćmiły.Mimowszystko.
Jeszczesięzobaczymy.Itonieraz!rzucił
napożegnanieJakubzlekkodrwiącymuśmieszkiem.
Podejrzewał,żeMikewychodzizeswojejgrubej
skóry,żebydowiedziećsięczegoświęcejnatematjego
zniknięciazfirmy.Niezamierzałniczegoułatwiać.
Kiedysobiewyobraził,żeczłowiek,któregoniedarzy
anizaufaniem,anisympatią,będziewycierałdupskiem
tenwygodnyskórzanyfotel,żenacodzieńmają
mutowarzyszyćobrazyFangorakupioneprzezniego
dlafirmy,żestanieprzedoknemibędziesięgapiłtymi
lekkowyłupiastymioczaminaparkigdyotym
wszystkimpomyślał,totrafiałgozwyczajnyszlag.Jeśli
odparutygodniżałowałswojejdecyzji,toterazżal