Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Zesklepuwyszładziewczynazchłopcem;trzymalisięzaręce,chłopiecbyłwpatrzony
wtwarzdziewczyny,jegouśmiech,pochyleniegłowy,świadczyły(wedługprzyjętych
kanonów)onieprzytomnymzakochaniu,przystanęlinachwilę,zatupalirytmicznienogamiw
taktmuzykizgłośnikaiposzlidalej.Patrzącnamałą,któraznowucośrysowała(mężczyzna
wszarymubraniuwyszedłnachwilęzbramy,rozejrzałsięiwrócił),myślałemochwili,gdy
tenchłopiec,patrzącobecnieztakimoddaniemizaborczościąnaswojądziewczynę
(przypomniałemsobiewyraziścieichrytmiczneprzytupywanie),będziekiedyśrównie
rytmicznieskręcałsięnaposłaniu,sampośródnocy,sammimośpiącejobokdziewczyny,nie
mającsił,byodejśćodciała,któreniewzbudzajużżądzy,adoktóregojestsiętak
przyzwyczajonym;albogdyrównierytmiczniebędzieskandował„wszystkiekurwy,kurwy,
kurwy”,albobędziejeszczeinaczejprzeżywałtedniprzedrozstaniem,kiedysięjest
męczennikiem,lecznieheroicznym,araczejzbrakiem„charakteru”.
Opartyorozgrzanymurchciałemuchwycićtęjednąchwilę,którajestskrótemżycia,
nie,całymżyciem,chciałemkoniecznieuwierzyćwmittworzonyprzezludzitaksamojakja
wstrząsającychsięnamyśloumieraniu,oszukującychsamychsiebietwierdzeniem,żejest
chwila,gdyjednoczymysięzprzyrodą,zcałymświatemwjednącałośćitowpełnitego
świadomi.Nienawidziłemtegochłopcazato,żeprzeżywacoś,cosięmusizakończyć,i
dopieropochwilizorientowałemsię,żejesttomójlękprzedśmiercią,wywołany
przypadkowymimdłościamiinicnieznaczącymfaktem,żedzieckozmazałobutemmój
nieudolny,ajednakprawdziwywswejanonimowościkonterfekt.Touświadomienie
owładnęłomnąwrazzezmęczeniem;zdawałomisię,żewygrzebujęsięzciemnejjamy,
któraotwierasięniekiedywchwilitego,cobuduarowonazywasięrozkoszą,takietowłaśnie
byłozmęczenie,zupełniejakpochwili,októrejmarząodważniitchórzliwi(niematakiego
podziału,jestfunkcjawytyczonaprzezmiejsceiczas)zapominając,żeświadomośćjest
wtedyautomatyczniewyłączona.
„Któragodzina,proszępana?Sześćpotrzeciej.Czyabytoprawda?Napewno.
Dziękuję,niechpanidziezBogiem.”
Czekałemjużsześćminut;przyszedłempunktualnieotrzeciej,przedtemsprawdzałem
dokładnośćmegozegarkaprzywystawiezegarmistrzaorazukilkuprzechodniów.Czekałem
naniąsześćminutstojącwsłońcuprzedsklepemzserami,stałymmiejscemnaszychspotkań
iterazzachowywałemsiętak,jakmasięzachowywaćmężczyznaczekającynaspóźniającą
siękobietę(nerwoweruchygłową,spoglądanienazegarek,potemnagłybezruchi
zapatrzenie),amaładziewczynkaprzycupnęłaokilkametrówodemniewyciągającna
chodnikukredowelinieruchamipewnymijakrutynowanymalarz,którystworzyłwiele
swoichświatówimapewnośćdemiurgapowielającegoswojepoprzedniedzieła.
Mężczyznawszarymubraniustałterazprzedsklepemspożywczym(idąckiedyś
wieczoremoboktegosklepuzobaczyłemdwojemłodychludzi,prawiedzieci,chłopiec
zapytałdziewczynę,czybyzjadłasardynki,dużosardynek,dziewczynaodpowiedziała:nie
lubięsardynek,ioplułaszybę.Chłopiecruchem,którytradycyjniemożnabynazwać
bezmyślnym,rozcierałprzezchwilępalcemślinęnaszybie,apotemodwróciłsięszybkodo
dziewczyny.Odszedłem,gdyżnielubięzbytdługopatrzećnacałującesiępary)iznowu
„uderzyło”mniepodobieństworuchówtegoczłowiekadozachowywaniasiępsa,gdyten
obwąchujenieznajomych(byłotoowielenaturalniejszeprzyczytaniutytułówwyłożonychza
szybąksięgarniniżprzyoglądaniupuszek,torebekisłoików).
Maławyprostowałasię,popatrzyłachwilęnaswójrysunekiodwróciłasiędomnie.
—Tojesteśty—powiedziała.
—Dziękuję.
—Alamakota.
—AJaścośinnego.
—Skądpanwie?
4