Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdziałpierwszy
WspólneżyciezAlbertyną1
Odrana,zgłowąjeszczeobróconądościany,zanimsprawdziłem
nadportieramiwoknachodcieńsmugiświatła,wiedziałemjuż,jaka
jestpogoda.Powiedziałymiotympierwszeodgłosyulicy,wedletego,
czydochodziłymniestępioneispaczoneprzezwilgoć,czyteżdrgające
jakstrzaływdźwięcznejipustejprz0estrzeniprzestronnego,mroźnego
iczystegoranka;zhałasupierwszegotramwajuzgadywałem,czy
markocisięwdżdżu,czyteżpomykawbłękit.Anawetteodgłosy
poprzedzałmożejakiśszybszyiwnikliwszyfluid,który,wśliznąwszy
siępoprzezmójsen,sączyłweńsmutekzwiastującyśnieglubteżkazał
jakiejśnieuchwytnejistotceintonowaćtakmnogiekantyczkinachwałę
słońca,żewkońcubudziłemsięwfalioszałamiającejmuzyki.Jeszcze
nawpółuśpiony,zaczynałemsięuśmiechać,zamkniętemojepowieki
przygotowywałysięnablask.
Wtymokresieodbierałemwrażeniażyciazewnętrznego
przeważniezeswegopokoju.Blochopowiadał,żekiedyprzychodził
domniewieczór,słyszałjakgdybyszmerrozmowy;ponieważmatka
byławCombray,onzaśniezastawałnikogowmoimpokoju,
wyciągnąłstądwniosek,żejarozmawiamsamzesobą.Kiedyowiele
późniejdowiedziałsię,żeAlbertynamieszkaławówczasumnie,
zrozumiał,żechowałemprzedwszystkimi,ioświadczył,żewreszcie
pojmuje,czemuwowejepoceniechciałemnigdziebywać.Omyliłsię.
Rzeczzresztąbardzonaturalna;mimołańcuchfaktówjest
konieczny,niedasięgojednakdokładnieprzewidzieć.Poznającjakiś
ścisłyszczegółzcudzegożycia,ludziewyciągająnatychmiastfałszywe
konsekwencjeiświeżoodkrytymfaktemwyjaśniająrzeczy,które
właśnieniemająznimnicwspólnego.
Kiedymyślęteraz,żeAlbertynapopowrociezBalbeczgodziłasię
zamieszkaćzemnąwParyżupodjednymdachem,żesięwyrzekła
morskiejpodróży,żesypialniajejbyłaodwadzieściakroków
odmojej,nakońcukorytarza,wgabineciemojegoojca,obwieszonym
dywanami;żecowieczór,bardzopóźno,zanimmnieopuściła,
wsuwaławmojeustajęzyk-jakchlebpowszedni,jakposilnypokarm
mającyniemalświętośćwszelkiegociała,któremucierpieniadoznane
zjegopowoduużyczająwkońcujakiejśduchowejsłodyczy