Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Maxburgstrasse.Tumieściłosiętylniewejściedoskromnego
domostwa,którebardziejprzypominałokupieckąkamienicęniż
hrabiowskipałac,aokalającyjąogród–wybiegdladzikichzwierząt
przywędrownejmenażerii.Przyuździekońskiejnatychmiastpojawiła
sięgrubadłońzresztkąpółrocznychbrudówzapaznokciami.Tłusty
strażnikotwarzy,naktórejodbijałysięwypitewszystkiezapasy
wszystkichbawarskichbrowarówzmierzyłniechętnymwzrokiem
abnegata.
–Kto?–spytałchrapliwiemiłośnikPaulanera.
–BaronvonKultzenberg–odpowiedziałprzybysz,odwracającnos
odsłodkokwaśnegowyziewu,aprzezmyślprzeleciałamukrótkainad
wyrazrzeczowakonstatacja:nJakipantakikram…”Apotemmniej
treściwadywagacja:nCiekaweczyhrabiarównietrzeźwy?”
–Hrabiaczeka,WaszaWysokość–odpowiedziałpiwoszwsłużbie
jegohrabiowskiejmościjakbyczytałwmyślachbarona.Wnętrze
npałacu”przedstawiałoniejakieuzupełnieniedozachwaszczonego
ogrodu:bałagan,kurz,resztkijedzenia,karafkizwinemwyschniętym
nadnienawiecznąrzeczypamiątkę.Słowem,bardzomiły
arystokratycznyanturaż,wktórymniemożnabyłosiędopatrzyć
choćbymuśnięciadamskiejdłoni.Bardzoekwiwalentnetłodo
brudnegokaftanabaronavonKultzenberga.Zaszerokimiplecami
przybyszaodezwałsięgłos,którywswoimbrzmieniujakulałpasował
doniezbytwysublimowanegocharakteruhrabiowskiejhacjendy.
Zadźwięczał
jak
warknięcie
oderwanego
od
kości
owczarka
alzackiego:
–Wybaczwaszmość,aleplenipotencje…
Żadnegopowitania,żadnegongośćwdom,Bógwdom”,aninawet
njakadroga?”.Nictylkouważne,stanowczei,odziwo!,trzeźwe
spojrzenie.HrabiavonLorentzprzeszywałbadawczymi,lekkojuż
przygasłymioczamibrudnegoprzybysza.Baronowinawetprzeszło
przezmyśl,czytenwielkijakwieżakościołaśw.Piotra
sześćdziesięcioletnimężczyznawwyliniałejniecoperuceniekażemu
wyjśćiwytrzećbutówzanimsamwyciągnierękęnapowitanie.
Kultzenbergbezsłowasięgnąłdocholewki.Wyjąłzakurzonylist.