Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Jeśliwyłysieje,tojużnieosiwieje–zauważyłro-
botniknadspodziewanierozsądnie.–Taksięnieda,
wiemcośotym.Samjestemłysyichoćbymzaczął
chodzićnarzęsach,tojużnieudamisięosiwieć.
Amytubędziemyconajmniejdokońcalipca,więc
niechmamalepiejzmykanaurlop…
–Ponadmiesiąc?!–przeraziłsięBąbeliodwrócił
się,byporazkolejnyspróbowaćpodnieśćpsa.Ztak
straszliwąwieściąodrazutrzebabyłowracaćdodo-
mu,niewolnozostawiaćbiednejmamywnieświa-
domości…!
Wtymmomencieujrzałjednakniecodziennywi-
dok.Tużprzedblokiem,niemalnatrawnikuocala-
łymzpogromuurządzanegoprzezrobotnikówiich
potwornemaszyny,stałniedużybus,zktóregokilka
osóbwyładowywałoobwiązanesznurkamipaki,kar-
tonyiworki.
–Naktóretonosić?–spytałgromkojedenzmęż-
czyzn,zwracającsiędoładnejpaniwczerwonej
bluzce.
–Nasiódme!–odwrzasnęłapani,starającsię
przekrzyczećmłotpneumatycznyimaszynędozry-
waniaasfaltu.–Poddwudziestytrzeci!
Dwudziestytrzeci!–pomyślałBąbelzezdumie-
niem.–Wtakimrazietosąnowilokatorzydotego
pustegomieszkania!
14