Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Jeśliwyłysieje,tojużnieosiwiejezauważyłro-
botniknadspodziewanierozsądnie.Taksięnieda,
wiemcośotym.Samjestemłysyichoćbymzaczął
chodzićnarzęsach,tojużnieudamisięosiwieć.
Amytudziemyconajmniejdokońcalipca,więc
niechmamalepiejzmykanaurlop…
Ponadmiesiąc?!przeraziłsiębeliodwrócił
się,byporazkolejnyspróbowaćpodnieśćpsa.Ztak
straszliwieściąodrazutrzebabyłowracaćdodo-
mu,niewolnozostawiaćbiednejmamywnieświa-
domości…!
Wtymmomencieujrzałjednakniecodziennywi-
dok.Tużprzedblokiem,niemalnatrawnikuocala-
łymzpogromuurządzanegoprzezrobotnikówiich
potwornemaszyny,stałniedużybus,zktóregokilka
osóbwyładowywałoobwiązanesznurkamipaki,kar-
tonyiworki.
Naktóretonosić?spytałgromkojedenzmęż-
czyzn,zwracającsiędoładnejpaniwczerwonej
bluzce.
Nasiódme!odwrzasnęłapani,starającsię
przekrzyczećmłotpneumatycznyimaszydozry-
waniaasfaltu.Poddwudziestytrzeci!
Dwudziestytrzeci!pomyślałbelzezdumie-
niem.Wtakimrazietonowilokatorzydotego
pustegomieszkania!
14