Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
aFranc–rozumieniazwierzątiroślin.Przydałosię
tonieraz,naprzykładgdyOtylkaspadławprzepaść
wzamkuSambora,aFrancpoprosiłdrzewo,bypodałojej
gałęzie,albogdynabagnachgoniłichmumocz,
aWalerkazdołałazatrzymaćczas,dziękiczemu
uciekli*.Tak,darybyłybardzopotrzebne,choćcoraz
mniejKaszubówjedoceniało.
–Codziśnaobiad?–zapytałMatis,kiedytylkoweszli
dodomu.
Usiadłdostołuichwyciłsztućcepalcamipulchnymi
jakkiełbaski,atakbrudnymi,jakbytekiełbaskizanadto
przypiekłysięwogniu.
–Nic,dopókinieumyjeszrąk–ofuknęłagociocia
Tekla.
Chłopiecjęknąłipoczłapałdołazienki.
Naobiadbyłypierogizjagodami.Tegolatawlasach
byłoprawdziwezatrzęsienietychowoców.Rodzeństwo
Borkówmiałosporofrajdyzszukaniajagodowych
polanek.NajlepszeokomiałFranc;byćmożemiało
tozwiązekzjegodaremporozumiewaniasięzprzyrodą.
AleWalerkaiOtylkarównieżnieźlesobieradziły.Trzeba
byłotylkouważać,byniepodpaśćBorówcowiiBorowej
Ciotce,opiekunomkaszubskichlasów.Obojebardzonie
lubili,gdyktośwlesieśmieciłlubhałasował.
–Jazebrałamnajsmaczniejszejagody–stwierdziła
Otylka,którawręczopychałasiękolejnymipierogami.
Taknaprawdęniemogławiedzieć,czyciociaTeklazużyła
jejzbiorydokompotów,dżemów,czyinnychprzetworów,
alebyłaprzekonana,żedzisiejszyobiadzrobionyzostał