Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wielkich,żenasamąmyślzakręciłomisięwgłowie.
–Ion...byłwAmeryce?–szepnęłamznabożnympodziwem.
Romekroześmiałsię.
–Nie.Dawnomuproponowali,żebydonichprzyjechał,ale
onpowiedział,żewolizostaćwPolsce.
Tojużbrzmiałozupełnieniewiarygodnie,jednakniedopytywałam
dalej.Wszystko,corobiłwtedymójbrat,wydawałomisięmądre
iwłaściwe.JeślizamierzalizabraćzesobąJacka,toznaczyło,żetak
właśniepowinnobyć.
–Dziękiniemubędzienasstaćnaporządnysprzęt–powiedział,
zeskakujączparapetu.–Och,niemartwsię–dodał,choćwcalesię
niemartwiłam.–Będziemydlaniegomili.Naprawdę.
Możedlategowłaśniewszystkoskończyłosiętak,jaksięskończyło.
PonieważJacekbyłobcy,ponieważnigdyniepowinienbyłjechać
natęwycieczkę.
Pochowałamdwóchmężów–wtymjednego,któregonaprawdę
kochałam–przepracowałamnajpierwwmilicji,potemwpolicji
trzydzieścilat,urodziłamdwójkędzieciipatrzyłam,jakdojrzewają
mojewnuki.Ajednakjakaśczęśćmniezostałatamnaperonieinigdy
niedorosła.
Romekwychylającysięzoknapociągu,uśmiechnajegopiegowatej
twarzyiczerwoneodsłońcauszy.„Spotkamysięzadwatygodnie!”,
krzyknął.Amoże:„Widzimysiędwatygodnie?”.Powinnampamiętać,
wkońcutoostatniesłowamojegobrata.Zbiegiemlatmnóstwo
drobiazgówwyciekłomizpamięci,choćmyślałam,żenigdyichnie
zapomnę.Niedawnonaprzykładusiłowałamsobieprzypomnieć,jakie
meblestaływpokojumoimiRomka.Napewnojegobiurkoiszafa
naubrania,areszta?
Powinnamwiedziećtakierzeczy,mówisięprzecież,żestarzyludzie
lepiejpamiętająodległeczasyniżto,cowydarzyłosięwczoraj.
Jastaramsięzatrzymaćprzeszłość,aleonaitakzkażdymdniem