Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
DWAIPÓŁROKUTEMU
STYCZEŃ
Jednostajnedudnieniezaoknamiakademikapowinnodziałaćnamnie
uspokajająco,aleniestetyniezagłuszyłomyślikotłującychsięwmojej
głowie.Araczejostrejdyskusji,którąprowadziłamjeszczekilkaminut
temu.
Stanęłampoddaszkiemnaddrzwiamiwejściowymiiskrzyżowałam
ręcenapiersi.Żebyochronićsięprzedzimnem?Amożeraczejpoto,
żebysięuspokoić?Trudnopowiedzieć.
Zastanawiaszsięnadbieganiemwdeszczu?
NieodwróciłamsiędoCoopera.Dalejprzyglądałamsięoknom
innychbudynków,wktórychpaliłysięświatła,iprzejeżdżającym
samochodom,którychkonturywydawałysięrozmazywaćwdeszczu.
Wkońcuzmusiłamsiędoodpowiedzi.
Nie.Właściwiezamierzałamzedrzećzsiebieubranieizacząć
nagotańczyćwdeszczu.
Krótkiśmiech.
Obiecankicacanki.Podszedłbliżejizatrzymałsiętużobok
mnie.Cooperbyłodemniesporowyższy.Nawetjeżelimiałam
nasobiebutynaobcasach,cozdarzałosiędośćrzadko,bonie
potrafiłamwnichchodzić.
Rzuciłammuukradkowespojrzenie.Jegokrótkiebrązowewłosy
byływilgotne,przezcowydawałysięciemniejszeniżzwykle.
Najwyraźniejprzybiegłtuwtejulewie.Wprzeciwieństwiedomnieod
jakiegośczasuniemieszkałwakademiku.
Wciążstałamtambezruchu,kompletniespięta,podczasgdy
onwyglądałnadośćzrelaksowanego,jakpojednejzeswoich
ukochanychsesjitreningowych.Nawetkołysałsięlekkonastopach