Wpaśćjakpoogień
Mamawyrabiaławkuchniciasto.Chciałaupiecplacek
zowocamiiposypką.Jacekdeklarowałchęćkażdej
możliwejpomocy,bylebyciastobyłoszybciejgotowe.
Mamawłaśniewsypywałamąkędomiskiisięgnęła
dolodówkipojajko,gdyrękazastygłajejwpowietrzu.
Wprzegródceniebyłoanijednegojajka.
–Notak,zapomniałamkupić–westchnęłaizaraz
dodała:–Jacuś,biegnijdonaszejsąsiadki,pani
Klementyny,ipożyczodniejjednojajko.Powiedz,
żejutrooddam.
–Wszystko,tylkonieto–jęknąłJacek.
Nieżebymiałcośprzeciwpożyczaniu,toniebyłdla
niegoproblem,problemstanowiłapaniKlementyna.Była
towzasadziesympatyczna,życzliwaświatuiludziom
staruszka,alesłynęławśródsąsiadówzniebywałego
gadulstwa.Nakażdytematmówiładużoitakszybko,
żeniesposóbbyłojejprzerwać.Czasjakbydlaniejnie
istniał.DlategoskoczyćdopaniKlementynypojajko
znaczyłotyle,coprzesiedziećustaruszkidobrepół
godziny,słuchającjejopowieści.Trudnotojednak
wytłumaczyćmamie,którauważała,żepaniKlementyna
jestczarująca.PochwiliwięcJacekpukałdodrzwi
sąsiadki.Otworzyłamujezrozmacheminatychmiast
wciągnęłagodośrodka.