mniestracony,gdybymnieodbyłmałejprzechadzki
pohalachksięgarskich.
–Alewrócisz?–spytałSchaunard.
–Zchyżościąstrzaływypuszczonejniezawodną
dłonią–odparłfilozof,którylubiłniezwykłeobrazy.
IwyszedłzRudolfem.
–Wistocie–rzekłSchaunard,zostawszysam
zMarcelem–zamiastwysypiaćsięnapoduszce
far
niente,
trzebabymiiśćposzukaćniecozłotadla
uśmierzeniachciwościpanaBernarda...
–Ależ–rzekłMarcelzniepokojem–panwciąż
zamierzasięwyprowadzić?
–Ba!–odparłSchaunard–trzebabędzie,skoro
otrzymałemwoźnieńskiewypowiedzenie,cenapięć
franków.
–Ale–ciągnąłMarcel–jeślisiępanwyprowadzi,czy
zabierzepanimeble?
–Mamtępretensję;niezostawięaniwłoska,jakmówił
panBernard.
–Dokaduka!Tomibardzonienarękę–rzekłMarcel–
wynająłempańskiemieszkaniezmeblami.
–Prawda,niemyślałemotym–odparłSchaunard.–
Aba!–dodałmelancholijnie–nicniewróży,abymmiał
znaleźćowesiedemdziesiątpięćfrankówdziś,anijutro,
anipóźniej.
–Ale,ale–wykrzyknąłMarcel–mammyśl.
–Wywaljąpan–rzekłSchaunard.
–Otosytuacja:legalnie,mieszkaniejestmoje,skoro
zapłaciłemzamiesiączgóry.
–Mieszkanie,tak;alemeble,oilezapłacęczynsz,
zabieramlegalnieja;agdybytobyłomożliwe,