Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
Tobyłjedenztychszarych,przesiąkniętychwilgociądni,które
nieodmiennieprzypominałyozbliżającejsięzimie.Odtygodniazłota
polskajesieńpokazywałaswojedrugieoblicze—mgliste,deszczowe
iprzygnębiające.
PocmentarzuprzyulicyGrunwaldzkiejhulałwiatr.Jegopowiewy
strącałyzdrzewliście,unosiłyzagubioneśmieciiwślizgiwałysiępod
płaszcze,przeszywającprzejmującymchłodem.Leczaniwiatr,ani
słotaniepowstrzymałyprzechodniówodwiedzającychcmentarz,by
przygotowaćgrobybliskichnazbliżającąsięuroczystośćWszystkich
Świętych.
Jednaznich—wysokakobietaokołoczterdziestki—kończyła
właśnieswojąpracę.Zawiązałasupełnaworkuzodpadkami,poczym
sięwyprostowała,zdjęłazdłoniroboczerękawiceispojrzałana
podwójnynagrobek.Kiedystwierdziła,żewszystkonawyczyszczonej
mogileprezentujesiętak,jaknależy,uniosławzrokirozejrzałasiępo
cmentarzu.
Widok
zbliżającej
się
dziewczynki
w
czerwonym
płaszczykusprawił,żenatwarzykobietyzagościłuśmiech.
—Popatrz,mamusiu,nazbierałamcałybukiet!—odezwałosię
dziecko,unoszącpękliści.
—Śliczny—odparłakobieta,akiedycórkaznalazłasięprzyniej,
czułymgestemodgarnęłazjejczołajasnewłosy.
—Kiedypojedziemydodomu?—zapytaładziewczynka.
—Zachwilkę.Mamusiajeszczetylkowyrzuciśmieciizapali
zniczedlababciidziadka.
—Todobrze,boPanMisiosięnudzi.
Kobietazerknęławstronępobliskiejławki,naktórejleżałplecak
córki.Wystawałazniegogłowapluszowegoniedźwiadka.
—TozabierzPanaMisianaspacer.Tylkosięnieoddalaj,dobrze?