Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
II.WNIEWOLI
Wieczórjednakzapadł,aZdzichnicniewymyślił.
ŻadenokręttegodnianieudawałsięwstronęKrymu,
wielkiegopółwyspunapółnocnymbrzegumorza,gdzie
wedleposiadanychwiadomościmamusiapracowała
wszpitalujednegozmiastJałtązwanego.Toteż
markotnyizmęczony(dwiedobypodróżytoniefraszka)
zacząłZdzichrozglądaćsięzajakimnoclegiem.
Dohotelupójśćniechciał,bomyślał,żetobędzie
bardzodrogo,aniewiedząc,cogojeszczeczeka,chciał
słuszniepieniędzy,którychitakzbytwielenicmiał,
oszczędzić.Najchętniejprzenocowałbygdzieudobrych
ludzi,alegdzietuichszukać.Możnawpaśćnajakich
Cyganówprawdziwych...
Owłaśnie...Śniadymężczyznaiczarniawakobiecina
wpasiatejkiecceiznaszyjnikiemzmonetbrząkającym
naszyiwędrująposzynachwiodącychdonabrzeży.
WświetlelampelektrycznychZdzichwidzi,jaksię
zzaciekawieniemoglądają.Wzbudzatownimniepokój.
Niechceuciekać,aleidzieszybkimkrokiem
wprzeciwnąstronę.
Tamstojąjakieśpakiitobołynachłopawysoko.
Zdzichukrywasięwśródtychpakiidziemiędzynimi
wpółmrokunibyulicą.Aleduszyczkęmanaramieniu.
Narazsłyszyzasobądwastąpnięcia,coś,jakbyktoś
skradałsięztyłu.Niewielemyśląc,bierzenogizapas.
tuzarazzzapierwszegowęgławysuwasięjakaś
ręka,chwytaZdzichazakołnierzjakkociaka,unosi
wgórę.Jednocześniedrugarękazatykamuusta,żeby
niekrzyczał.
AleZdzichtakłatwosięnieda.Wijesięjakpiskorz,
apiąstkamibębninaoślepposkórzeikościach
przeciwnika.Nadaremnie.Tamtenjestwidaćdorosłym
żczyznąiniewielesobiezeZdzichowegoataku
czyni.Bierzechłopcapodpachę,jaktobołek;
okręciwszygowpierwjakąśrogożąimruknąwszycoś
dotowarzysza,zaczynaszybkoiśćwstronęmorza.
Ładnahistoria!