Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
conaj​gor​sze.
Iwte​dynaniąspoj​rzał.
Iza​nie​mó​wił.
TobyłaLidia.TaLidiazjegomarzeń,zjegosnów.
Tulpa,którąkażdegodniastarałsięurzeczywistniać
co​razbar​dziej.
Lidiaszepnąłnawydechu.Słowa,ledwiesłyszalne,
uto​nęływzgie​łkuwy​da​wa​nymprzezmło​dychpi​łka​rzy.
Jabardzopanaprzepraszam!krzyknęła
zdenerwowanakobieta.Malinkazerwałasięzesmyczy,
zauważywszypanapsa.Proszęgotrzymać!Jużłapię.
Ma​lin​ka!
Jacekprzełknąłślinę.Niewiedział,czytojawa,czysen.
Lidiabyłatakprawdziwa.AlejegoLidianiemiała
prze​cieżpsa.Czy​żbytul​paza​częłażyćwła​snymży​ciem?
Spojrzałoniemiałymwzrokiem.Miałwrażenie,jakby
światwokółbyłzamazany,mniejwyraźny.Widziałtylko
JĄ,usiłującązłapaćenergicznąMalinkę.IKapsla,który
wy​ka​zy​wałozna​kiza​in​te​re​so​wa​nianowąko​le​żan​ką.
Niechpangotrzyma!krzyczałacorazbardziej
przerażonakobieta,gdyKapselwyrywałsięzjeszcze
mocniejpoluzowanejsmyczy.JejkrzykprzywołałJacka
dopo​rząd​ku.Po​ci​ągnąłzarze​mień.
Kap​sel,donogi!
Dziękuję.Kobietawestchnęłazulgą,podnosząc
Malinkę.Przepraszamzazamieszanie,dopierosię
tuwprowadziłam,Malinkajeszczenieznaterenu,
prze​stra​szy​łamsię,żeuciek​nieizgi​nie.
Mieszka...pani...tutaj...?spytałJacek,powoli
od​zy​sku​jącre​zon.Toniebyłsen,todzia​łosięna​praw​dę.
Odwczoraj.Tam,wtejklatce.Wskazałaruchem
głowy.Malinkazawszesięsłucha,alewnowym