Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
miej​scutyleno​wychza​pa​chów...Noisampanwi​dzi...
MapaninaimięLidia?Niewytrzymał,musiałoto
za​py​tać.
Ewa.
Ewa...po​wtó​rzyłspon​ta​nicz​nie.
NiebyławięcLidią,aleskorowyglądałajakona,
tomożetoja​kiśznak?
Ewapo​wtó​rzy​łako​bie​tazuśmie​chem.
Adam.Jacekwyciągnąłdłoń.Kłamstwowyszło
zjegousttakspon​ta​nicz​nie,żenie​malgonieza​uwa​żył.
Nie​sa​mo​wi​tero​ze​śmia​łasięko​bie​ta.
Prawda?Atodopieropoczątekwszystkich
nie​sa​mo​wi​tychwy​da​rzeń,ja​kiejesz​czeprzednami.
Niezarumieniłasię.Przyjęłaobietnicęspokojnie,bez
emocji.Jakbycodzienniewysłuchiwałatakichtysiące.
Jacekzrozumiał,żeabyzdobyćEwę,ładnesłówkanie
wy​star​czą,trze​basiębędziebar​dziejpo​sta​rać.
Dodomuwracałlekki,radosny.Przybladły
zmartwieniazwiązanezpracą.Otoziszczałsię
najpiękniejszysen,serceznówzaczynałobić,awżyłach
znówtęt​ni​łakrew.
Ledwiesięopanowałprzeddrzwiami,żebyniewejść
domieszkaniazbytrozanielonym,cowzbudziłoby
podejrzliwośćJoanny.Alechoćstarałsięprzybrać
zwyczajnąponurąminę,kącikiustwciążniesforniesię
unosiły,naprzekórgrawitacji,naprzekórzdrowemu
rozsądkowi.Kapselteżciąglemerdałogonem,jakby
wy​czu​wałnie​zwy​czaj​nyna​strójswo​je​gopana.
Jacekwprzedpokojuodpiąłsmyczipuściłpsa,
następniewpośpiechuzdjąłbutyiposzedłdosypialni.
Ztejstronyoknawychodziłynaprzeciwnąstronę
osiedla.Miałnadzieję,żepięknaEwajeszczegdzieś