Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
—Zaraz,jaktocórce?—zapytałampółprzytomnie,
wychodzącnazastawionysamochodamichodnikwzdłuż
ulicyMokotowskiej.
—Normalnie,córkaroniłakolejneciąże,bomiałajakiś
problemzmacicą,więcpobraliodniejjajeczko,zrobili
zapłodnienie
invitro
iwszczepilizarodekjejmatce,
noatamiałamacicęwporządku.Potrzydziestu
dziewięciutygodniachurodziłazdrowegochłopczyka,
czyliswojegownuka—wyjaśniłarzeczowoClaudynka.
—Madonno—pisnęłamzwrażenia,jednocześnie
truchlejącnasamąmyśl,żemojawłasnamatkamiałaby
urodzićmojedziecko.—Dobrze,żeprzynajmniejmacica,
jaknarazie,midziała—wymamrotałampodnosem.
—Aconiedziała?—zapytałarzeczowoClaudynka.
—Bojatuwłaśniedzwonięzakomunikować,żewszystko
działa.Znaleźliśmyboskiemiejscenanaszośrodek,
wktórymbędzieszprowadzićwarsztatyzdrowejkuchni.
—Ech,chociażtyjesteśniezawodna—powiedziałam
lżejszymtonem.
—Dawaj!Cosięstało?
—Słuchaj,chybamuszępogadaćzKonstantym
—wymamrotałam.
—Tylkoniemów,żetrwawojnaoimięalbożechcesz,
bydzieckonosiłotwojenazwisko.Tafeministycznamoda
jestniedozniesienia.—PodekscytowałasięClaudynka.
—WłaśnieJeremimiopowiadałoswojejznajomej,
która…
—Claudynko,odkądKonstantydowiedziałsię,
żejestemwciąży,całyczasjestjakiśnieprzytomny,
spóźniasię,owszystkimzapomina…—Zawiesiłam
nachwilęgłos,byzłapaćgłębszyoddech.—Myślisz,
żeonsięwystraszyłiplanujeucieczkę?—wydusiłam
wreszcie.
Byłpięknyjesiennywieczór.Liście,mocnojeszcze
trzymającesiękonarówdrzew,mieniłysiępierwszymi
zażółceniami.Niebołagodnieciemniało,obiecując
słonecznydzieńnazajutrz,aja,zamiastspacerować
ubokuukochanegoalejamiparkuiomawiaćznimkolory
ścianwdziecięcympokoju,niemiałampojęcianietylko,