Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
spróbowałsiępodnieść.
Ashleyobserwowałagoukradkiem.Niezwykle
wysoki,imponującozbudowany,czarnooki
iczarnowłosy.Obokzmysłowych,terazwykrzywionych
bólemust,bielałacienkablizna.
Niebyłprzystojnywpotocznymsensietegosłowa,
zatoemanowałzabójcząmęskością.
–Niemogętupanazostawićwtymstanie.
–Ach,dajżespokój!Robisięciemno,jeszczesię
zgubiszalbowpadnieszpodsamochód.Chyba
żedobrzeznaszteokolice,wcowątpię,bonie
weszłabyśpodkopytakoniawgalopie.–Potarłobolały
kark.–Gdziemieszkasz?
–Dopieroprzyjechałam...doBlackwoodManor.
Rozciągnąłwargiwwilczymuśmiechu,więcdodała
pospiesznie:
–Domnależydomojegonowegoszefa.
–Aha...–Omiótłjąuważnymspojrzeniem.–Ajaki
onjest,tentwójnowyszef?
–Niewiem,jeszczegoniepoznałam.Jestemjego
asystentką,awłaściwiesekretarką...–Jużmiałasię
wdaćwprzydługąopowieść,gdynagleuświadomiła
sobie,żerozmawiaznieznajomym.Cowniąwstąpiło,
naBoga?WszakpanMarchantwymagałdyskrecji
odpracowników.–Jeślinaprawdęnicpanuniejest,
tolepiejjużpójdę...Niechciałabymkazaćszefowi
czekać.
–Moment.Możepomogłabyśmizłapaćkonia?
–poprosił.
Ashleydopieroterazprzypomniałasobieoczarnej
jaksmołabestii.Rumakstałopodaligrzebałkopytem,