Book content
Skip to reader controlsSkip to navigationSkip to book detailsSkip to footer
staranniedobierającsłowa.–Życzyłabymsobie,żebyś
zapanowałanadskłonnościądofraternizowaniasię
zpospólstwem.Młodejdamie,bądźcobądźszlachetnie
urodzonej,najzwyczajniejwświecienieprzystoi
zadawaćsięzosobamizniższychsfer.Pozwolęsobie
przypomniećci,żetakiezachowaniejestźlewidziane
irodziniepotrzebnedomysły.
–Ależ,ladyBeatrice,wcalenieuważamsię
zabardziejwartościowąodtych,którzyzarabiają
nażycieciężkąpracą.Wrzeczysamej,częstoczujęsię
gorsza–odparłaRuthszczerze.–Korzystam
zrozlicznychprzywilejów,zarezerwowanychraczejdla
damowyższejpozycjiwtowarzystwie.
Dlazilustrowaniaswoichsłówuniosłakieliszek
drogiejmadery.
–Mojadroga,wkwestiiswojegopochodzenianie
maszsięczegowstydzić–zaoponowałaladyBeatrice.
–Przypomnęcitylko,żetwoimdziadkiempomieczubył
generałsirMortimerHarrington,atwojamatka
wywodziłasięzWorthingów.Naturalnie,próżno
bydoszukiwaćsiędziedzicznychtytułówutwoich
przodków,niemniejobarodysąstareigodne
szacunku.Wielkaszkoda,żetwojemudziadkowi
pokądzielibrakowałosmykałkidointeresówiprzez
nietrafioneinwestycjeprzywiódłswojągałąźrodziny
Worthingównaskrajruiny.Alecóżjabędęcimówić,
skorosamatowiesznajlepiej.–Odetchnęłagłęboko
ipokręciłagłową.–Wdzieciństwieprzyjaźniłamsię
ztwojąmatką.Byłacudownądziewczyną,zarówno
zurody,jakizcharakteru.Gdybypojawiałasię
wtowarzystwiewlondyńskimsezonie,mogłaby