Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
Niedziela18lipca1815roku
Ruszaćsię,ażwawo!PułkownikRandallpodjechał
domajoraBartlettaiwskazałzasiebie.Kierujemysię
natamtowzniesienie.Pamiętaszmiejsce,które
mijaliśmywczoraj…jakonosięnazywało…
Hougoumont.Francuzigromadcżkąkawalerię
międzyzamkiemadrogąnaCharleroi.Zajmijcie
pozycjemiędzydwomaoddziałamipiechoty.Czasnagli!
MajorBartlettzasalutowałzkamiennymwyrazem
twarzy.Pośpiech?Trudnoonimmówić,kiedyrozmokła
ziemiaprzypominagrzęzawisko.
Nodobrze,chłopcyzwróciłsiędoswoichludzi.
Słyszeliściepułkownika.Podkręcićtempo!
Staralisięjaknajszybciejzawracaćwozyzarmatami
ijechaćprzezpolewewskazanymkierunku.Jednakich
pośpiechbrałsnietylezchęciwypełnieniarozkazu,
cozkoniecznościucieczkiprzedpadającymiwokół
pociskamiwroga.Wiedzieli,żekiedydotrąnawyżej
położonyteren,dąwreszciemogliodpowiedzieć
ogniemnazaciekłyfrancuskiostrzał.MajorBartlettnie
miałzastrzeżeń,jakożesamdośćelastycznie
podchodziłdokwestiiślepegowojskowego
posłuszeństwa.Wkażdejinnejjednostcedość
swobodneinterpretowanierozkawprzysporzyłoby
mukłopotów.PułkownikRandallwyżejjednakcenił
sobieumiejętnośćsamodzielnegomlenianiżtępe
wykonywaniepoleceńinawetgoawansował.