OdjakiegośczasuniepadałoiszlaknaGiewontbył
przetartysetkamibutów.
Forstjeszczerazobszedłpiętnastometrowykrzyż,ale
itymrazemniedostrzegłniczego,comogłoby
mupomóc.Żadnychśladówpouprzęży,żadnych
dowodówświadczącychotym,żetenfacetzostał
tuwciągniętypokamiennymzboczu.Powinienmieć
choćbyotarcia,ajednaksprawiałwrażenie,jakbysam
wszedłnaszczyt…apotemrozebrałsię,wspiąłnakrzyż
ipowiesił.
Alegdzieśmusiałbyćautograf.Śladmordercy.
Idedykacjadlatego,ktoruszyjegotropem.
2
BezpośredniprzełożonyForsta,podinspektorOsica,
zjawiłsięnamiejscuwpełnymumundurowaniu.
Nieporadniegramoliłsiępołańcuchachnaszczyt,alenie
rozpiąłchoćbyjednegoguzikamarynarkioficerskiej.
WkońcuposiwiałymężczyznastanąłobokWiktora,
zupełniejednakgoignorując.Niepierwszyinieostatni
raz.Niedarzyłgoprzesadnąsympatią–byćmoże
dlatego,żeForstowikilkakrotniezdarzyłosięwylądować
włóżkuzjegocórką.
–Cotomabyć,docholery?–zapytałOsica,wbijając
wzrokwciało.
–Trup,panieinspektorze.
–Widzę,żetrup.Jaksiętuznalazł?
–Wyglądanato,żewszedł.
ZastępcakomendantaobróciłsiędoForstaizgromił
gowzrokiem.
–Kiedyjeszczeżył–dopowiedziałWiktor.
–Jajasobiezemnierobicie,komisarzu?
–Tylkonatyle,nailepozwalamistopieńnaszej
zażyłości.
EdmundOsicasarknąłcośpodnosem,kręcącgłową.
–Jaktosiętuznalazło?–powtórzył,krzywiącsię.
–Dotejporynieudałosiętegoustalić–odparłForst.
–Minęłojużpółtorejgodziny.Cożeścierobiliprzezten