Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
poddanetreningowiniezliczonychlotów,potraktowałojakdzwonekalarmowy.Niebyłotojeszcze
podchodzeniedolądowania,zdążyłześniadaniem,anawetpodwójnymespressozmlekiemiszklanką
świeżowyciśniętegosokuzsycylijskichpomarańczyiomletem.Stewardesazastygłanachwilę,gdy
poprosiłolokalnągazetę.Byłaprzyzwyczajonadowielojęzycznychgości,aledelikatneecho
bawarskiegoakcentuwzestawieniuzużywanymparęgodzinwcześniejkalifornijskimamerykańskim
zaintrygowałyją.Niemniejniżwyglądpasażera.Niezbytwysoki,alebardzoszczupły,
wnieokreślonysposóbprzypominałjejwidzianychkiedyśnapokładzieSomalijczyków,cudownie
smukłychludziogiętkichciałach,niewiarygodniedługichkończynachipalcach.Różniłsię
odotoczeniarozpulchnionegobiałymchlebem,fastfoodemitelewizją.Rozmytegonadmiarem.
Wszystkownimprzykuwałouwagę.Prawieczarnewłosyiciemnooprawioneoczy,tęczówki
wyglądającejakpromieniścierozchodzącesięnitkimokregomchu.Niemogłasięzdecydować:twarz
pomiędzybizantyjskąikonąarobotnikiemzdublińskichdoków.Niebardzoteżpotrafiłasobie
wytłumaczyć,skądmateskojarzenia.Ikonywidziałatylkonareprodukcjach,awDubliniebyła,
owszem,aletylkowporcielotniczym.Twarzprzypominającarzymskiemozaikialbostareobrazy.
Wjakiśnieuchwytnysposóbniedzisiejsza.Przezchwilęzapomniała,comiałazrobić,naszczęście
mężczyznaniezwróciłnaniąuwagizajętyzbieraniembagażupodręcznego.Metodycznieposkładał
wszystkieczytanewtrakcieśniadaniakartki,pożegnałsiękrótkoiopuściłsamolot.
LotniskoFranzaJosefawMonachiumprzemierzałnapamięć.Podobniejakwiększośćinnych
dużychlotnisk.Wrazzeskromnąliczebniegrupąpasażerówjegoklasyskierowałsiędospecjalnej
częściportu,gdziewłaścicieledrogichbiznesowychgarniturówmogliodświeżyćsięiprzygotować
przedporannymspotkaniemwfirmach.
Iwtedykątemokazarejestrowałjednocześniedwierzeczy:srebrzysto-niebieskikolorskrzydeł
motylanaokładcemagazynu,zarazpotemfragmenttytułu„Rarebooks&…”.Brakującesłowo
znajdowałosiępodzgtąrękąkobiety.Niezwyklejasnaskóraitamtepszeniczno-cytrynowewłosy.
Dziewczynaprzyciskałazwiniętestronyłokciemdociała,usiłującjednocześniewcisnąćautomatyczną
rączkęwalizki.Stanąłniezdecydowany,obserwującprzezszerokośćkorytarza.Siadłaprzystoliku
jednejzwielulotniskowychkawiarni,potempostawiłaprzedsobąfiliżankę,rozłożyłaczasopismo
izaczęłaprzerzucaćkartki.Nerwowozakreśliłakilkarzeczy,rozglądającsięcojakiśczasiwyraźnie
nakogośczekając.Niezdążyłpomyślećczytocośznaczy,wykonaćżadnegoruchu.Patrzyła
znapięciemprzedsiebie,apotemwnagłymodruchurozpoznaniaruszyławkierunkuidącego
nawprostniejmężczyzny.Górowałnadotoczeniemwzrostemiwręczagresywnąenergią.Bardzo
wysoki,bardzonordycki.Daviddrgnąłmimowolnie.Wysokipocałowałkobietęznamysłemijak
sięDavidowizdałobezradości.Wziąłjejbagaż,apotem,niepatrzącwjejkierunku,ruszył
dowyjścia.Podążyłazanimspięta.Davidodczekałdomomentu,gdyzniknęlizarozsuwanymi
drzwiamiprowadzącyminazewnątrzipodszedłdostolika.Znamysłemprzejrzałstronyzapełnione
odręcznymizapiskaminamarginesach,wpustychmiejscachstron,gdziebyłyreklamy.Przez
kilkanaściesekundprzyglądałsięogłoszeniuobwiedzionemupodwójnąliniąiopatrzonemu
wykrzyknikiem.
Staranniezłożyłczasopismoischowałdozewnętrznejkieszenipodręcznejwalizki,potemspojrzał
wgórę,gdzieśponadsufithalilotniskowej.
Dziękujępowiedziałzeszczerąwdzięcznością.