Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁI
Sejf
Znówszedłtymsamymbrukiem.Październikowesłońcewypełniałokamiennywąwózoślepiającą
poświatązłotazmieszanegozsepią,pomyślał,żegdybynieszyldyorazwszechobecnesamochody,
ulicawyglądałabyjakpocztówkazprzeszłości.Zatrzymałsięprzeddrzwiamibanku.Drewnobyło
ciemniejszeniżpamiętałiprzezchwilęusiłowałsięnatymskupić.PonadpięćsetletnieistnienieBanca
deiMontiPaschidiSienabyłoprawdziwymcudemtensamznak,tasamanazwa.
Nieprawdopodobnaciągłość,adlaniegojednazmiennamniej.Takbyłodowczoraj.Przypadkowa
lekturagazetwczasielotuuświadomiłamu,żebaobabfinansówprzeznaczonyjestnaścięcie.
Oczywiścienazywałosiętoinaczej,aledlaniegoprzejęcieoznaczałonoweprocedurybezpieczeństwa
utrzymywaniakont,aprzedewszystkimsejfów.Wtymjegosejfuzpamiątkami,doktórychprawie
niezaglądał.Teraz,zmuszonydotejwizyty,opróczirytacjinaniepojętedlaniegogryrynków
finansowych,czułteżrosnącyniepokój.
Pamiątki…Większościniezamierzałsiępozbyć,kilkuniemógł.Ijeszczetajedna,którejnie
potrafiłby,choćwielokrotniechciał.Souvenirstokenywspomnień.Takwłaśniejewidział.Żetony
wpostacizdjęć,listówiprzeróżnychrzeczy,wrzucaneprzezludziwgrającąszafępamięci.
Wnadziei,żeotworząwłaściwąprzegródkęiznówusłyszą,jakojciecnuciłprzygoleniutango,przy
którymtańczylikiedyśtakzakochani.Zobacząobrazjejtwarzy,tamtospojrzenie,poczujązapach
perfumnastykuwłosówiszyi,słodko-słonąwońdzieciństwa…Wzasadzieniepotrzebowałich,więc
pocotrzymał?Terazniechciałzastanawiaćsięnadodpowiedzią,miałwystarczającodużoproblemów
związanychzprzeszłością.
Jegoobecnośćzarejestrowałomilcząceokokamery,apotemcichutkiesyknięcieodblokowało
bocznewejście.Zobaczyłwłasneodbiciewkolejnychsoczewkachidrgnąłzewstrętem.Nienawidził
elektronicznychasystentów,wpadałwpanikę,zastanawiającsię,ktoznajdujesiępodrugiejstronie
obojętnieśledzącychgomaszyn.
SegnioreDavidSachs.
Dokumentysprawdziłnierzucającysięwoczyurzędnikwrównieobojętnymdlaoczugarniturze.
Wyrecytowałstandardoweformułkidotycząceprocedurywejścia,którychDavidstarałsięniesłuchać,
skupiającsięnamisternymwzorzekolczykasekretarki.Proceduryznałnapamięć.
Wreszciezostałsam.Ściananiedużegosejfuskładałasięzmnogościstalowychskrytek,faliście
odbijającychjegopostać.Zniechęciąstanąłprzedswoimpięcioszufladowymrzędem.Dolnekasety
otwierałprzykażdejznielicznychwizyt,długooglądającstarelistyizgromadzonewnich
przedmioty.Trzechodgórytylkodotykał,głaszczącwzamyśleniuichpowierzchnię.Usiadłnachwilę
iuspokajałoddech,patrzącnanajwyższą.Zdałsobiesprawę,jakrzadkodoniejsięgał,kiedy
kilkakrotniepomyliłkod.Wreszcietrafił.
Ledwosiętrzymały.Poprzecieranypergaminbyłpożółkłyjakbywylałasięnaniegoherbata
zezbytbliskopostawionejszklanki.Zdobieniabyłymiejscaminiewidoczne,pigmentwyblakł.
Dogorywałysłowaiichznaczenia.Przypomniałsobieporuszonydłoniąliśćpodawnej,wielkiej
suszy.Rozsypałsięwpyłjakzwęglonypapier.Założyłprzyniesionezesobąspecjalnerękawiczki,