Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wciemnejsieni,kluczobróciłsięwzamku,drzwisięotworzyły
inaproguzeświecąwrękuukazałsięstarzecniski,krępy,zszarą
twarząibłyszczącymioczyma.
A,panArthurrzekłobojętnie.Nareszciepanprzyjechał.
Clennamwszedłdosieniizamknąłzasobądrzwi.
Jaksięmiewamatka?zapytałspokojnie,zdejmującwilgotną
odzież.
Jakzawsze.Wswoimpokoju.Przezpiętnaścieostatnichlatnie
wychodziłazniegonawetpięćrazy.
Weszlidojadalni,któratonęławmroku,lichaświeczkaniemogła
rozproszyćciemności.Staryczłowiekpostawiłnastoleizapalił
drugą,abypoświecićgościowi.
Matkapananiebędzierada,żepodróżowałeśwniedzielę,panie
Arthurzerzekł,potrząsającgłową.
Trudno,żebymsięwróciłodpowiedziałClennam.
Wiem,wiem.Niechpanzaczeka,pójdęzawiadomić.
Izzapalonąświecąskierowałsiękudrzwiom.
Starzecszedłciężkimkrokiem.Byłubranywciemnytużurek
iaksamitnespodnie.Głowętrzymałprzechylonądziwnienabok
iposuwałsiętakżejakbyjednąstroną,zdrugiejstronyszyisterczały
mukońcechustki,cosprawiałotakiewrażenie,jakbyurwałsię
zszubienicyizostałymunaszyikońcesznura,naktórymbył
powieszony.
Kiedyzniknąłzadrzwiami,Arthurobejrzałsięwkoło.Twarzjego
miaławyrazniewymowniesmutny.
Jakiżjestemsłabyszepnąłdrżącymiustamimiałbymochotę
płakać.Idlaczego?Czyżnieprzywykłem?Czyżmogłemsię
spodziewaćinnegoprzyjęcia?Ajednak…tylelat…
Wyjąłchustkęiszybkootarłłzy,którewbrewwolispływały
mupotwarzy.Usiłowałzapanowaćnadwzruszeniem,wziąłzestołu