Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Puściłjejdłoń,sięgnąłpowodzekonia.
Panirumakczeka.
Wciążpanchceodprowadzmniedodomu?
Jeślipanipozwoliudałpokorę.
Jakionwielki.Zobawązadziwiającąjak
nakobietę,któramiałazwyczajprzeprawiaćsięwbd
przezrzeki,spojrzałanazwierzę.
Pani,którałapiedzikiezwierzęta,boisiękoni?
Takichwielkichtak.Niejeżdżękonno.
Niepojedziemyszybko.Będziemyszli.
Bylepowoli.
Zgoda,powoli.Znowuodczułdziwną
przyjemność,kiedypodałamudłoń.
UsadowiłpannęMartinprzedsobą,coniebyłowcale
łatwe,gdyżwciążtrzymałaswójkoszyk.Ruszyliwciszy
przerywanejtylkotrzaskiemgałązekłamanychpod
kopytamiJestera.NaszczęściepannaMartinniebyła
rozmowna,wodróżnieniuodwieluprzedstawicielek
swojejpłci.
Gdziemampaniązawieźć,doEavenshamczy
dodomu?zapytał,gdywyjechalinawiejskądrogę
upodnóżapagórka.
Dodomu,jeślimożliwe.
Absolutnie.Powiepani,jakjechać?
Tak.Ale…zawahałasięzostawimniepanprzy
stodole,niepodgłównymwejściem?
Byłobytoniezwykłe.
Niesądzę,bycokolwiek,cowydarzyłosię
dzisiejszegoranka,niemogłobyćuznanezaniezwykłe.
Byćmożenie,leczjawolałbymzobaczyć,żejest
panibezpiecznanaprogudomu.Niewspomnę