Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁPIERWSZY
Wyszedłemzbudynkulotniskaiznalazłemsię
wChinach.Przystanąłemiwszystkiemojezmysły
zaatakowałchaos.Tysiącewarczącychsilników
naparkinguwalczyłoolepszeztysiącemgłosówludzi,
którzykrzyczelicośdotelefonów.
Wszystkienapisybyływdwóchalfabetachchińskim
ijakimśinnym,przypominającymarabski.Żadnego
znichniepotrafiłemodczytać,dołączyłemwięc
dotłumuludzi,którzy,jakmisięwydawało,czekali
nataksówkę.Byłemotrzydzieścicentymetrówwyższy
odwiększościznich,alerówniedobrzemógłbymbyć
niewidzialny.
ZnajdowałemsięwmieścieUrumczipołożonym
wprowincjiSinciang,wlewymgórnymroguChin.
Żadneinnemiastonaświecienieleżytakdaleko
odoceanujakUrumczi.PodczaslotuzPekinu
widziałemostrejakbrzytwaośnieżoneszczytygór,
którepojakiczasieustąpiłyrozległymprzestrzeniom
pustyni.Gdzieśtamnadoleekipaorganizatorów
wyznaczyładwustupięćdziesięciokilometrowątrasę
biegnącąwśródmroźnychszczytówowiewanych
nieustającymwiatremiprzezpusty,pozbawionyżycia
obszarznanyjakopustyniaGobi.Miałemwziąćudział
wtymbiegu.Każdegozpierwszychczterechdnitrzeba
byłoprzebiecniecałądługośćmaratonu,piątego
prawiedwamaratony,aszóstegodniawyścigkończył
sięgodzinnymniemaldziesięciokilometrowym
sprintem.
Takiebiegitowieloetapoweultramaratony.Trudno