Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
PROLOG
Ekipazkameramiwyjechaławczorajwieczorem.
Jutroprzyjeżdżaktośodwydawcy.Mojeciałowciąż
odczuwazmianęczasuiinneskutkiuboczne
czterdziestojednogodzinnejpodróży,dlatego
postanowiliśmyzLucją,żenaszpierwszytegoroczny
biegpotraktujemyulgowo.Pozatymniemożemy
myślećtylkoosobie,jestjeszczeGobi.
Wpowolnymtempiemijamypubizatrzymujemysię
przypałacuHolyrood.Naczystymbłękitnymniebie
rysujesięsylwetkagóry,któradominujenadpejzażem
Edynburga.ToGóraArtura.Niezliczyłbym,ilerazy
naniąwbiegałem,iwiem,żeczasembywatuokropnie.
Wiatrwiejewtwarztakmocno,żespychaciędotyłu,
gradsieczeskóręjakuderzenianożem.Wtakiedni
tęsknięzapięćdziesięciostopniowymupałem
napustyni.
Aledzisiajniemawiatruanideszczu.Powietrzejest
łagodne,jakbygóra,wznoszącasięmajestatycznie
natleczystegonieba,chciałanamsiępokazać
odnajlepszejstrony.
WbiegamynatrawęiGobizmieniasięnie
dopoznania.Piestakmały,żemogęgonieśćpod
pachą,biegnącpodgórę,przeistaczasię
wszarżującegolwa.
Ojej!mówiLucja.Popatrz,ileonamaenergii.
Zanimzdążęodpowiedzieć,Gobiodwracas.Język
mawywieszony,oczypromienne,uszypostawione,
pierśunosisiędumnie,zupełniejakbyrozumiałasłowa