Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
6
BiuroOryńskiego,XXIpiętroSkylight
Kordianprzejrzałdoniesieniamedialne,zzadowoleniem
przekonującsię,żenagonkanaromskiegomężajużsię
zaczęła.Gdytylkowyszłonajaw,żekobietabyłaPolką,
wInternecieażzawrzałoodkomentarzy.Standardowo
największymogniskiembyłytenaOnecie.
Dalejwszystkopotoczysiędokładnietak,jakwkażdym
innymprzypadku.Najpierwfalaanonimowejnienawiści
podartykułami,potempełnerezerwytekstywserwisach
informacyjnych,ażwkońcupiętnującekomentarze
wtelewizji.Wytworzysięspołecznapresja,którazgniecie
Bukano,nimtenzdążypomyślećowypłaciechoćby
groszazpolisy.
ApotemRompójdziesiedzieć.Zabestialskiezabicie
żonyicórkidostaniedwadzieściapięćlatalbodożywocie,
wzależnościodtego,najakiegosędziegotrafiijak
dobrzeargumentowaćbędzieprokurator.
Oryńskiliczyłnanajwyższywymiarkary.Takich
zwyrodnialcówniepowinnosięjużwypuszczać.
Resocjalizacjabyłasprzecznazichnaturą.
Przestałotymmyśleć,gdyrozległosiępukanie
dodrzwi.
–Proszę!–krzyknął.
KiedydośrodkawszedłLewBuchelt,Kordian
natychmiastsiępodniósłimachinalniepoprawiłkrawat.
Pierwszyrazzdarzyłosię,bypatronzawitałdojego
niewielkiegogabinetu.
–Dzieńdobry,paniemecenasie–wypalił,choćwidzieli
sięniedalejjakdwie,możetrzygodzinytemu.
Borsukmruknąłcośpodnosemistanąłprzedbiurkiem.
Spojrzałnaaplikantazgóry,lekkopochylającgłowę.
–Dobrarobota,kawalerze–powiedział.
–Dziękuję.