Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
RzekaKatarzyny
Przybyławtestronyzlistopadowymwiatrem.Listopadnatejziemi
tosądnyczas,zwłaszczagdyprzychodzizpółnocyTENwiatr,
zrywającyostatecznienadwątloneliścieizmieniającyzaoranewgrubą
skibępolawprawdziwytorprzeszkóddlaludzkichstóp.
Drogiprowadziłyjątuwąskieikręte,nadodatekopuszczoneprzez
ludziimroczne.Jejautodzielniepokonywałozakręty,jednakpodróż
dziwniesiędłużyła.Cojakiśczaswzaroślachpojawiałsięlekki
prześwit,awjegokonturachwidaćbyłochmurnąrzekę.
Jadęlasemwzdłużjakiejśrzeki–myślałaKatarzyna,obserwując
szareplamy.Skręciławbocznądrogę.Nawigacjamówiła,żezaraz
krespodróży.
Jakdobrze.
Wjejstronachwięcejbyłosłońca,ziemiagładsza,latamiładzona
przezczłowieka.Tutajmiałosięwrażenie,żeziemiawciążżyje
rytmemsprzedwieków,jakbyniktniezauważył,żezmieniłosię
wszystko–epoka,językiludzie.Krajobrazzostałtensam.Wnim
lęgłysięduszneopowieściiciemnenocepełnemar.
Wchaciepanowałchłódimrok,mimoiżbyłodopieropołudnie.
Kluczznalazłanaganku,wdoniczcezuschniętąpelargonią.
„Paninykluczbędziewdonicyzmuszkatlami”.Zapamiętała
wskazówkisklepowej,którazajmowałasięchatą.Zatemmuszkatle
topelargonie.
Tegosięwłaśnieobawiała.
Żenawetjęzykwtychstronachbędzieinny.
Zabrałazesobądużoswetrówiciepłypłaszcz.Znajomiostrzegali
ją,żetamjestzawszechłodniej,aiodrzekipewniebędzieciągnęło