Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
1
Grzmiałojeszcze,leczucichłjużdenerwującychlupotwody
wrynnach,gdyantykwariusz,PiotrStocki,ubranywlnianygarnitur,
odchyliłsięnakrześle.Staloweoczyzamykałymusięzezmęczenia,
alemłodystróżprawazazagraconymbiurkiemzdawałsiętegonie
dostrzegać.
–Cozazbiegokoliczności!Wczorajodebrałemzgłoszenie,żezabił
pankotametalowymprętem.
Tostwierdzeniewymagałozdecydowanejriposty,jednakStocki
milczał,jakbyobrażony,wsłuchującsięwpojedynczekrople
uderzająceoblaszanyparapet.
–Zdarzeniewidziałokilkaosób,więcjak,paniePiotrze?
–Sąsiedziłżąjakpsy!Ośmielamsięnapomknąć,żetodzieciaki
zpodwórkaprzetrąciłykotugrzbiet,ajagotylkozlitościdobiłem.
Weterynarzbymujużniepomógł.Co,miałemmożeobojętniepatrzeć,
jaksięzwierzakmęczy?Zresztą…
–Słucham.
–Tenwrednykocurupolowałmodraszkę,więcspotkała
gozasłużonakara–wyjaśnił,obracającdługopisspoczywający
nablacie.–Dokarmiałemgoprzezrok.Chybawystarczy.Gdyby
codzienniewysłuchiwałpanjękówtegopręgowanegołazęgi,panie…
–NazywamsięAndrzejKalinowski.Dorobiłemsięstopnia
aspiranta.
Stróżprawaogruszkowatejtwarzy,wktórejosadzonebyłypiwne
oczy,rozpiąłguzikkoszulipodszyją,odsłaniajączwierzęcyzarost
klatkipiersiowej.
–Panmnieźlezrozumiał,panieaspirancie.
–Acotujestdorozumienia?–Śledczywydąłpoliczki.–Moja
młodszacóreczkakochażółwia,którysranadywan.Wczorajnaszła
mnieochota,bywsadzićmuwidelecpodskorupę.Skończmyjuż
znaszymimilusińskimi–chrząknąłskonsternowany.–Tobyła,panie
Piotrze,dygresja.Pandoskonalewie,cotosłowoznaczy,boprowadzi
panantykwariat.
Petentwstrzymałsięzkomentarzem.Przypomniałsobieczasy,gdy
nieopodalratuszarozstawiałnachodnikustoiskozksiążkami.Miłosz,
Gombrowicz,HerbertalboSołżenicynsprzedawalisięjakciepłe
bułeczki.Tobyłajegoszkołażycia,którązdałwprzyspieszonym
tempiekuzadowoleniurodziców,aletobyłotakdawno,żeniewarto