Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
zo​sta​łoza​le​d​wiekil​kami​nut.
Szko​da,żecio​cianiemako​mór​ki.
Notak,alewiesz,jakajestciocia.Telefonmusimieć
kabelek,boinaczejjaktomożliwe,żebyktośdonas
gadałpowiedziałam,naśladująctongłosucioci.
Zaśmiałyśmysię.Faktycznie,Zosiabroniłasięprzed
komórką.Iniebyłomożliwości,byprzekonać.
PrzestępowałyśmyzLusiąznoginanogę,bobyłotrochę
chłodnoimokro.Spoglądałyśmyzniecierpliwością
wkierunku,zktóregopowiniennadjechaćautobus,ale
nie​ste​tycią​gleniebyłogowi​daćnaho​ry​zon​cie.
Mamnadzieję,żesiędużoniespóźnią.Lusia
za​czy​na​łalek​koma​ru​dzić.Któ​rajest?
Jużdzie​sięćmi​nuttemupo​win​nitubyć.
Je​eezu,ma​sa​kra.
Niestę​kaj.Tonieuła​twiacze​ka​nia.
Amożecośsięsta​ło?
Tfu!Wypluj.Limitnieszczęśćnatenrokzostał
wy​czer​pa​ny.
O!krzyk​nę​łana​gle.Je​dzie!Toten?
Chyba.Zdalekatrudnobyłoocenić,czy
towyczekiwanyautokar,alefaktyczniewyglądałbardzo
po​dob​niedotego,któ​rymod​je​cha​łacio​cia.
Na​resz​cie!
Pojazdwjechałwzatoczkę.Miałtablicęzlakoniczną
in​for​ma​cją„piel​grzym​ka”,więctomu​siałbyćwła​śnieten,
naktóryczekałyśmy.Pochwiliotworzyłysiędrzwi
izwnętrzapowoli,aledośćhałaśliwie,zaczęli
wysypywaćsiępasażerowie.Główniebyłytokobiety.
Wieksześćdziesiątplus.Panienagłowachmiałypiękne
czapki,gdzieniegdzietylkozdarzyłsięberet.Ciocia
oczywiścienosiłazgrabnykapelusik.Zawszepowtarzała,
żewiekniezwalniazklasyielegancji,aberetykojarzyły
sięjejraczejzmoherowymcharakterem,więcunikałaich
jakognia.Zastrzegła,żenajejgłowieżadentakinigdy
niepo​le​ży.
RazemzLusiąwnapięciuoczekiwałyśmy
napojawieniesięznajomejsylwetki.Narazie
obserwowałyśmypociesznychstaruszkówpowłóczących