Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Mojebutynasiąkaływodązbrei,którajeszczewczoraj
byłapięknymbiałympuchem.Naustacisnęłymisię
najbardziejsiarczysteprzekleństwa,jakiekiedykolwiek
udałomisięusłyszeć.Jaktosiędzieje,żekiedyczłowiek
wychodzizdomu,nadworzejesttrzaskającymróz
absolutnieniezapowiadającyroztopów,akiedytylko
wsiadadoautobusu,okazujesię,żezkażdym
przejechanymkilometremtemperaturazłośliwierośnie,
apięknybiałypejzażzaoknemprzybieracoraz
roz​pacz​liw​szywy​gląd?
Przedwyjściemprzezkilkaminutsięzastanawiałam,
jakiewłożyćbuty.Jestjużmarzec,więcpowinnaprzyjść
wiosna.Alenie!Zimasobieonasprzypomniałaipróbuje
nadrobićśnieżnezaległości.Naspotkaniewsprawie
pracyjednakniewypadałopójśćwwalonkach,więc
stanęłonapięknychàlazamszowychkozaczkach
zakostkę.Iżemnieodrazucośniepalnęłowgłupią
rozczochranąłepetynę!Terazbrodziłamwroztopionej
breiwłaśniepokostki.Czułam,żewodanietylkowsiąka
wekologicznąskóręimpregnowanąjaknależy,lecztakże
coniecowlewasięgórą.Pięknie!Niedość,żeostatniolos
cią​glewy​pra​wiałmija​kieśświń​stwa,tojesz​czeto.
Naspotkanieumówionabyłamnajedenastą.
Spojrzałamnazegarek.Byłozapiętnaście.Dokładnienie
wiedziałam,gdzieznajdujesięszkoła,którejdyrektorka
zaprosiłamnienarozmowękwalifikacyjną.Szłamwedług
wskazówekudzielonychmiprzezArtura.Wedługrozpiski,
którąwcisnąłmiwdłońwczorajwieczorem,należało
jeszczeskręcićwprawo,potemwlewo,kilkametrówiść
pro​stoijuż.Po​win​namwięczdą​żyć.
Sprawdziłam,czywzięłamteczkęzdokumentami,
bownatłokuostatnichzdarzeńwszystkomogłosię
zdarzyć.Mojemyśliciąglekrążyływokółtematu
pogrzebu.Tojużpojutrze.Niewiem,jaktoudźwignę.
Naprawdęniewiem.Dotegotanieszczęsnarozmowa.
Kiedydyrektorkaspojrzywmojepodkrążoneoczy
inabladągębę,uciekniezkrzykiemijeszcze