–Cotakiego?Itakjużzadużoczasuspędzasz
wnocnychklubach–powiedziałaHope,poczym
podeszładoniegoipocałowaławpoliczek.
–Mężczyznapotrzebujetrochęniewinnejzabawy.
–Uśmiechnąłsięłobuzersko.Byłpoważnym,solidnym
biznesmenem,jednakpotrafiłkorzystaćzurokówżycia.
–Hm...–Stanęłaiprzyjrzałamusięzczułością.
–Lepiejniebędęsięwypowiadaćnatemattwojej
niewinności.
–Całeszczęście–odetchnąłzminąwinowajcy.
–Dostatecznieczęstomówiłaśmitowcześniej.Alecóż,
niedasięukryć,żejestembeznadziejnym
przypadkiem,więclepiejsięmniewyrzeknij.
–Nigdyniewyrzeknęsięmojegosyna.Żadnego
zmoichsynów–dodałałagodnie.
Namomentzapadłacisza.PrimoiLukewymienili
spojrzenia.Dobrzerozumieliukryteznaczeniesłów
matki.
–Pewnegodnia,mamusiu–powiedziałcichoPrimo
–napewnotusięzjawi,czujętowgłębiserca,choćnie
wiem,kiedysiętostanie.
–Nieumrę,pókinieprzyjedzietudomnie.
Toni,słyszącostatniesłoważony,przytulił
jąipowiedziałnajłagodniej,jakpotrafił:
–Mojadroga,niebądździśsmutna.
–Ależwcaleniejestemsmutna.Wiem,żemójsyn
kiedyśmniewreszcieodnajdzieiwtedybędę
najszczęśliwsząkobietąnaświecie...Ach,jaktomiło,
żejużjesteście!–Hopepowitałapromiennym
uśmiechemtrzechmłodychmężczyzn,którychtwarze
wskazywałynarodzinnepodobieństwo.