stronę,ruchrozładowałbysię,aonanietkwiłabywkolejnymkorku,
boktośniemożepodjechaćpodgórkępośliskiejnawierzchni.Jej
kilkuletniavitara,zwanapotworembłotnym,nieznałatakichtrudności
izawszedowiozłaAnnętam,gdziemiaładowieźć,choćbytobyła
rozjechanadrogawśrodkulasu.Itojeszczepodgórę.
OdwunastejwszkolewSorkwitachmiałrozpocząćsiękonkurs
wiedzyoziemimrągowskiej.Annabyłajurorką.Niemoglirozpocząć
bezniej,ajużwiedziała,żenapewnosięspóźni.Gdybynieteauta
zprzodu,dawnobyłabynamiejscu.
Ciągsamochodówwreszcieruszył.Jeszczekilkazakrętów
iwyłoniąsięSorkwity.Byłaprawienamiejscu.Hejnałwradiowej
Jedynceobwieściłpołudnie.
–Naszczęściespóźnięsiętylkoodrobinę–wymamrotała
dosiebie.
Minęłastaregooplazawalidrogę.Toprzezniegotenkorek.Opel
stałterazzboku,przednimwidaćbyłorozjechanekoleiny.
„Pewniemacałkiemłyseopony”–pomyślała.
NawjeździedoSorkwitminęłapatrolpolicji.Lubilistaćwtym
miejscu–łapalitych,którzyjechalizprędkościąwiększąniż
pięćdziesiątnagodzinę.Gdybypostawiliwtymmiejscufotoradar,nie
byłbypotrzebnypatrol,adwajpolicjancimoglibyzająćsięinnymi
sprawami.Jednaktakienowinkinieczęstopojawiałysięwmałych
mazurskichmiejscowościachnawschodnichrubieżachkraju.
Wreszciedotarłanamiejsce.Wdrzwiachszkołystałdyrektor
ispoglądałzniepokojemnaparking.
–Jużmyśleliśmy,żepaniązasypało–pomachałdoniejręką
napowitanie.
–Nicsięniestało,tylkokorkinadrodze.Wiepan,jaktojestnatej
szesnastce.
–Wiem.Ażstrachpomyśleć,cobędziezakilkalat.Samochodów