Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
AndrzejJanczewskiWszystkojużzblakło,spłowiało...
I
Storazyrozważałpodjęcietegokroku,chodziłztym,spał
dziesiątkidniinocy.Jakorozważny,doświadczonyżycio-
woczłowiek,argumentamizaiprzeciwzapisanymiałniemal
całynotatnik.Iprawiedwietrzecieznichbyłoza.Ateraz
Wiktorwysoki,chudymężczyznazdwudniowym,posy-
panymsiwiznązarostemstałprzeddrzwiamibiuralinii
lotniczychibałsięwejść.Jużtrzymałrękęnaklamce,po
czymcofałją,przepuszczającinnychklientów.Wszyscysię
spieszyliiniktniemiałżadnychwątpliwości.Tylkoon.
Trzebawejść.Amożezastanowićsięjeszcze...Aleprze-
cieżtylerazy...Corobić!Najlepiejpoprostuzdaćsięnalos.
Więctak:jeślinastępnymwchodzącymbędziemężczyzna,
nieprzepuścigojużiwejdzieprzednim.Jeślikobieta,wróci
dodomuiprzemyśliwszystkokolejnyraz.
Stanąłniecozbokuiczekałwnapięciu.Drzwiotworzyły
sięiwyszłakobietazdwójkądzieci.Alewyszła,więctosię
nieliczy.Znowukobieta.Wyjątkowopiękna.Wychodząc,
zaczepiłapasektorebkioklamkęiszamotałasiękrótkąchwi-
lę.Jednakniezatrzymałnaniejwzroku,bokątemokado-
strzegłzbliżającegosięmężczyznęwgranatowympłaszczu.
Szedłwzdłużścianybudynkuiniewiadomobyłoprzejdzie
dalej,czyskręcidośrodka.Skręcił!Trudno.Słowosięrzekło.
Zderzylisięwdrzwiach.
4
wydawnictwoe-bookowo