ROZDZIAŁDRUGI
RytmicznekołysaniepociąguprzeniosłoAmber
dosłodkiejkrainymarzeń,odległejodprozy
codziennegożycia.Usiadłaprzyoknie,odchyliłagłowę
iprzymknęłaoczy.Odczasudoczasuunosiłapowieki,
byzerknąćnamijanykrajobraz.Wspominałaswoją
pierwsząpodróżkoleją.Miałasiedemlat,jechały
zmatkąpociągiembezklimatyzacjiwśrodkuupalnego
lata,jakieczęstonawiedzająMissouri.Tobyłlipiec,
wtedynaprawdęniemaczymoddychać.Matka
siedziałanaprzeciwko,miałanasobieczarnąsukienkę
zdługimirękawami.Byłaponuraiwyprostowanajak
struna,zmocnozłączonymikolanami.Jasnobrązowe
włosyupiętewścisłykoczek,jakzawsze,jedynym
odstępstwemodcodziennościbyłyperłowekolczyki,
którewkładałatylkonawyjątkoweokazje,apogrzeb
babcizostałnajwyraźniejdotakichzaliczony.
KiedywysiadłynabrudnejstacyjcewWarrensburgu,
żarlejącysięzniebazaatakowałjezobezwładniającą
mocą.Byłojeszczegorzejniżwpociągu.Wyszedłponie
wujFrank,bratmatki.Usadowilisięwjegopoobijanym
starymniebieskimpikapie,choćraczejnależałobyużyć
słowa„ścieśnili”.Śmierdziałopotem,starymbrudem
istęchlizną,właśnietoAmberzapamiętałanajlepiej.
Zadzioryzpopękanejsztucznejskóry,którąbyły
pokrytefotele,boleśnieraniłyjejskórę.Mijali
niekończącesiępołaciepólifarmyzmałymi
drewnianymizabudowaniami,którewiekpochylił
kuziemi.Niezliczonąilośćsamochodowychwrakówbez
kół,połamanegożelastwaimaszynrolniczych.Istna