Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Kołyszemysię,nucimypodnosem;gdyyybymniekochałcięwcaaale.
Naszamatkaprzystolikuomiatatwarzwielkimpędzlemiwpowietrzu
wirujepył.Chichoczemy,gdynaszamatka,malującsobiewargi
krwistoczerwonąszminkąpochylasiętak,żecałkiemrozchylasię
dekoltjejsukienki.Jakbyśmybyyyliszczęśliwi,gdyyybym...
Śpiewamyitrącamysięramionami,rozlewającmleko.Matkakrzyczy
iuderzanasścierką.Nakolanach,szorując,pobrudnejpodłodzemusi
przeznasścieraćmleko.Ponieważjesteśmytakimizłymidziećmi,
powtarzazimnymtwardymgłosem,jakzawszewtedy,kiedysię
gniewa.Ipotem,gdyidziemykrętą,kamienistądrogądoszkoły,wciąż
manakolanachteplamy.Patrzcie,mówi,ilemuszęprzezwas
ścierpieć,niechwszyscywidzą,jacyjesteścieniegrzeczni,mówi
iściskanasmocnozaręce.Wyiwaszojciec,jesteścietacysami.
Zrobiciewszystko,żebymidopiec.Idziemypoobujejstronach,
jazprawej,aon,mójbraciszekzlewejstronynaszejmatki.
Powłóczymynogamiiuparcie,nerwowopatrzymysięwziemię.
Matkadenerwujesięjeszczebardziej,zaciskawargi.Żebytylko
dokuczyć,mówiisiękołysze.Aleitaktrzymamy,trzymamy
mocno,żebyczasemnieupadłanatejkrętej,kamienistejdrodze,
wtychswoichwysokichobcasach.
Iwtymśniezawszejestlato,wiemto,bogrzejesłońceiskóra
naszejmatkipokrywasiępotem.Naszamatkapachniemlekiem
iwiatrem,iperfumamiopium.Jejrękajestśliska,tużpodskórą,
wpalcachbijeszaleńczypuls.Wiemto,bogdywsobotnieporanki
wskakujemydojejłóżka,jejsercebijewłaśnietak;niemiarowo
iszybko.
WsobotynieleciSzklanapogodaibudzimysię,kiedychcemy.
Apotemoglądamyzmatkąkreskówkiwnaszymstarymtelewizorze.
Leżymypoobujejstronach,jazprawej,aon,mójbraciszekzlewej
stronynaszejmatki.Wtedyjejskórapachnieinaczej,jakpiżmo;tak
tosobiewyobrażam,żejejjasna,suchaskórapachniejakcośwłaśnie
takiego,cierpkiegoizmęczonegozarazem,trochęwstydliwego.Jak
kadzidłozkościoła,pomyślałemizawstydziłemsiętejmyśli.Tak
naprawdęnaszamatkapachniezwietrzałymiperfumamiopium
ipotem,isnem.Kręciwnosie,alejalubiętenzapach.Zawsze,gdy