Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Meryprzeszłaprzezpustyholdworcaiznalazłasię
naperonie.Lipcowyporanekbyłrześkiinarazienicnie
zapowiadałokolejnegoupalnegodnia.Wschodzącesłońce
niewzniosłosięjeszczeponadbudynekdworca
ioświetlałotylkoskrajczekającegojużpociągu.Wagon
numersiedemnaściestałwcieniu.Uznałatozadobry
znak,chociażodrazuzauważyła,żewbrew
zapewnieniomkasjerkiwagonniejestbezprzedziałowy.
Winnychokolicznościachpewniebytorozgniewało,
aledzisiajnicniemogłopopsućjejdobregonastroju.
Cieszyłasięnapodróż.CoprawdadoRzeszowajest
bliskotysiąckilometrów,apotemjeszczetrzebajechać
dwieipółgodzinybusem.Tonic.NiewidziałaGrubej
ponadrok.
Pociągbyłprawiepustyiwsiadając,pomyślała,żebyć
możeudajejsięmimowszystkouniknąćtowarzystwa.
Jechaćtakiszmatdrogiiprzezkilkanaściegodzinbyć
skazanymnaBógwiekogo…Zerknęłanabilet
iodszukaławłaściwyprzedział.Pusty!Zajęłaswoje
miejsceprzyoknieiwyjrzałanaperon.Doodjazdu
zostałokilkaminut.Jestszansa,żeniktsięniedosiądzie
pomyślała.AmożewyjadąpomniedoRzeszowa
samochodem?Byłobysuper.Zobaczymy.Przezcały
dzieńpięćrazyzdążymysięzTomkiemzdzwonić.
Merynigdysięniezastanawiała,dlaczegocałarodzina