Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wpobliżu.Andrésbyłoczywiściejednymznajmniejszychnaboisku,
aleniemieliśmygozamalucha.Zawszegrałznamiwdrużynie.Był
zadobry,żebykopaćzrówieśnikami.Nudziłogoto.Innedzieciaki
wjegowiekubyłytylkopoto,żebypostawićjenabramcealbo
wmurzepodczasnaszychkonkursówrzutówwolnych.Alenie
Andrés.
–Trochęwieczorówzpiłkąnamieścieteżspędziliśmy–ciągnie
Julián.–Problembyłwtedy,gdypiłkaprzeleciałaprzezogrodzenie
iwpadłakomuśnapodwórko.
Ktośmusiałwtedyponiąiść.Asąsiedzizwykleniebyli
zachwyceni.SzliAbelardoalboJulián,Andrésczekał.Wkońcubył
najmłodszy.
–Trzebabyłozobaczyćminysąsiadów…Alewkońcuzawsze
oddawalinampiłkę,nawetjeślibyliwściekli.„Macietąswoją
przeklętąpiłkę”.
Przeklętą?Chybabłogosławioną.ZwłaszczadlaAndrésa.
–Toprawda–przyznajeJulián.–Piłkabyłaprawiezawszejego.
Toonpojawiałsięzniąpodpachą.Ostatecznieudałomusięnawet
zrobićznascałkiemprzyzwoitychpiłkarzy.Niewpołowietak
dobrychjakon,aleniefatalnych.Spędziliśmyznimtyleczasu,żecoś
musiałonamsięztegoudzielić.Byliśmyjednymiznajlepszych
wmiasteczku.
–Starszymchłopakomledwiesięgałdopasa–dodajeAbelardo.–
Alezpiłkąumiałzrobićwszystko,cochciał.Niepotrafiłmujej
odebraćnawetnajwiększychłopakwmieście.Podwzględem
piłkarskichumiejętnościAndréspoprostuniemiałsobierównych.
Nawetgdyzaszłosłońce,mieliwłasneboiskododyspozycji.
–WbarzeLujánbyłotakiepomieszczenienazapleczuitam
organizowaliśmyostatnimecz–mówiAbelardo.–Nasirodzicejedli
wknajpie,amygraliśmyztyłupiłkąskleconązezmiętychgazet.
Jedenznassiedziałnapodłodze,wcielającsięwbramkarza,adwaj
pozostalistaralisięgopokonać.Tespotkaniabyłycałkiemzażarte.
Kończyliśmyjezlanipotem.
WweekendydoJuliána,AbelardoiAndrésadołączałkolejny
zawodnik:Manu,kuzynIniesty.Towłaśnieonprzyniósłświatuwieść,
żenauliczkachbezimiennegomiasteczkawLaManchy,którego