Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
bocznądrogąogłębokichkoleinach,okolonąkrzakamidzikiejróży
alenicwięcej.Cóżdziwnego,żeMarylaiMateusztotrochę
dziwacy,żyjącwtakimodosobnieniu?Jeślidrzewamogąsłużyć
zatowarzystwo,mająich,dziękiBogu,nadto.Jednakże
jawolałabympatrzećnaludzi.Coprawda,obojewyglądają
nazadowolonych,leczprzypuszczam,żeprzywyklijużdotakiego
rodzajużycia.»Dowszystkiegomożnasięprzyzwyczaić«rzekł
pewienIrlandczyk,któregoskazalinapowieszenie”.
Takrozmyślając,paniMałgorzataweszłanawielkiepodwórze
ZielonegoWzgórza.Całewśródzieleni,czysteiładne,zjednejstrony
otoczonebyłowysokimi,starymiwierzbami,zdrugiejzaśrówno
przeciętymitopolami.Anijedenkamyk,anijedenniepotrzebnypatyk
nieleżałnaziemi,nieulegabowiemwątpliwości,żepaniMałgorzata
zauważyłabytonatychmiast.Wduszyżywiłagłębokieprzekonanie,
żeMarylaCuthbertzamiatatopodwórzerównieczęstojakswoje
pokoje.Możnabyśmiałojeśćwprostzziemibezobawypołknięcia
źdźbłabrudu.
PaniLindekrótkoamocnozapukaładodrzwikuchni
iusłyszawszy„proszę”,weszła.KuchnianaZielonymWzgórzubyła
niezmierniewesoła,araczejbyłabywesoła,gdybynieowaprzeraźliwa
czystość,dziękiktórejmiałosięwrażenie,nikttutajnigdyniebywa.
Oknakuchnizwróconebyłynawschódinazachód.Zestrony
zachodniej,odpodwórza,wdzierałsiętupotokłagodnego,
czerwcowegoświatłasłonecznego;odwschoduzaś,gdzierozweselał
oczyblaskbiałegokwieciawiśnizsaduizieleńlekkokołyszącychsię
smukłychbrzóz,pięłosiędzikiewino.TutajMarylaCuthbertzwykła
byłasiadywać,jeślichciałachwilęwypocząć,zawszenieufnie
spoglądającnasłońce,którewydawałojejsięzbytwesołeipromienne
dlapoważnegoświata.Tutajteżsiedziaławtejwłaśniechwili,zajęta
robótką.Stółbyłnakrytydowieczerzy.
ZaledwieMałgorzatazdążyłauchylićdrzwi,jużdoskonale