Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
sięprzejściach.Strażnikdrogęmitorowałmiędzy
dworzanamiwpatrzonymiwemnieiszepczącymimiędzy
sobą.
Nakońcukorytarzazeszłamkilkakrokówposzerokich
kamiennychschodachdorozległej,kopulastejkomnaty
zwąskąszczelinązamiastokna.Palącesłońcenie
dochodziłopodkrągłesklepienie,dziękiczemurzeźwy
chłódpanowałwkomnacie.Nowe,złotemprzetykane
oponyzkolorowymiwizerunkamimyśliwców
iuciekającejzwierzynylśniływblaskurozstawionych
posaliłojowychlampek.Naszerokimłożupodścianą
leżałoniedbaleporzuconedrogiepopielicowe[6]futro.
ZapustymdługimstołemsiedziałFryderyk,kuzynmój
stry​jeczny,synopie​kunamego,isku​bałpa​znok​cie.
Stryjnamewejścieprzestałgrzaćdłonieprzywielkim
kominkuirozłożyłszerokoramiona.Ucałowałmnie
wprzepaskęnaczoleizałożyłkciukizapaszszerokich,
srebrnychogniwspinającyciasnojegodużybrzuch
wciśniętywzielono-złotąkoszulę.Patrzyłnamniedługo
zjakimzadowoleniem.Zawszemówił,żejaniedlabyle
kogo.Iżeposagmójkrólewski,zktóregonic[7]nie
uszczknął,jestgodzienkrólewskiegoskarbca.Spuściłam
oczy.
Pomniezjechali...bardziejoznajmiłam,niż
za​py​ta​łam.
Tak.
Dla​czego?
Zmarłaichpani.Ja​dwiga.
Aledla​czego?
Codla​czego?Na​sro​żyłsię.Pew​niemy​ślał,żedonóg
muupadnę.Stryjnawykłydoposłuchunielubiłwszelkiej
niewdzięczności,odkądżycieZygmuntowi
Luksemburskiemu,królowiWęgrów,uratowałwbitwie