Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
–Alemojamamaniebyłapacjentkąszpitala,tylkorobiłatu-
tajbadania–stwierdziłajegorozmówczynizlekkimwyrzutem.
–Wiem–odparłszpakowatydoktor–jednakwtymwy-
padkuchodziodobropanimatki,któraczymprędzejpowin-
nazgłosićsięnaoddziałneurologii.Aterazproszęwybaczyć,
alewzywająmniezawodoweobowiązki.–Skinąłgłowąna
pożegnanie,obróciłsięnapięcieiodszedł.
Kobietaprzezchwilęstaławmiejscu,sprawiającwrażenie
zdezorientowanejizagubionej.Naglepoczuła,jakwjednej
sekundziejejciałoogarniafalanieprzyjemnegociepła.Szyb-
kimkrokiemruszyłaprzedsiebie,bowiempragnęłaczym
prędzejwyjśćzbudynkuizaczerpnąćświeżegopowietrza.
Słowa,któreusłyszałaodlekarza,pchnęłyjejwyobraźnię
wzłymkierunku.Niepotrafiłazapanowaćnadswoimimy-
ślami,wktórychzagościłyponurewizjeiogarnąłjąstrach.
Zimny,przenikliwystrach,uzbrojonyworężniemocy.Nigdy
wcześniejnawetniezaświtałojejwgłowie,iżcałaprzyszłość
wjednejchwili,możezyskaćprzerażająceobliczeniewiado-
mejistanąćpodznakiemzapytania.Niebyłagotowa,żeby
zmierzyćsięztakwymagającymwyzwaniem.Jeszczenie
teraz.Cojawtedyzrobię?!Jaksobieporadzę?!–szepnę-
ławmyślach.Naglepoczuła,żejejoczypodchodząłzami
izcałychsił,starałasięnierozpłakać.Wzięłakilkagłębo-
kichoddechów,amyślamipowędrowaławkrainęwłasnych
wspomnień.Dotejporynieprzejmowałasięzbytnio,kiedy
widziałaswojąmatkę,jakczasamitrzymałasiędłońmiza
skronieitwierdziła,żemaatakuporczywejmigreny.Dość
częstomiewałabóległowy–rzekławduchuichwilępotem,
uzmysłowiłasobie,żewostatnichtygodniachowedolegliwo-
ścizdarzałysięzwiększączęstotliwościąitrwałydłużejniż
zazwyczaj.
34