Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Rozdział1
Byłamjegogospodynią.
Nie,tonieprawda.Muszęsięoduczyćkłamać,azwłaszczasamej
sobie!
Byłamjegoposługaczką.Najniższą,najmniejważną,najbardziej
pogardzanąwśródwszystkichsłużącychwjegodomuprzyUnterden
Linden*,rógPariserPlatz.
Mojamatka,wdniugdywyprawiałamniezrodzinnej,zabitej
dechamipodberlińskiejwsiwdalekiświat,poszłazemną
ażnarozdroża,skądledwiejużbyłowidaćnasząskromnąchatę.Tam
przystanęłamiodwróciłamsięzasiebieznagłym,dojmującym
rozbłyskiemtęsknoty.Ogarnęłomniedziwne,niechcianeprzeczucie,
żewidzętowszystko,całątębiedę,ostatniraz.
–Nieoglądajsię,toprzynosipecha!–mruknęłamatka.Byłalekko
zadyszanaodszybkiegomarszuprzezłąkę.
Zapamiętałambłękitnydymunoszącysięznaszego
charakterystycznego,trochęprzechylonegowlewąstronękomina.
Todziwne,żeniepatrzysięwtakichchwilachwoknadomostwa–
gdzieprzecieżktośmógłbymachaćnamjeszczenapożegnanie–ale
właśniewyżej,nadach.Jateżpatrzyłamnatenkrzywoidącydym
zkrzywegokomina.
Opowiadanomi,żeskrzywiłsiędawnotemu,podsiłą
pojedynczegopioruna,którypojawiłsięniewiadomoskąd,bezjednej
kroplideszczuibezwiatru,auderzyłzhukiemwłaśniewtedy,gdy
jakoniemowlęspałamsobiespokojniewkolebce,wogródku
warzywnymobokchałupy.Byłamsama,bomatkaijejstarsze