Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
Ladysięgnęłapozapalniczkę,Koziokazałsięszybszy.Dotykjego
dłonibyłlodowaty.WrazzdymemLadywciągnęłagłębokodopłuc
zapachjegoskóry.Pachniałgorzkoprzypalonymkarmelem.
Brownsugar?
Yhm.
Kozi.Wsiecipiwnic,podziemnychklubów,nielegalnychknajp
niktnigdynieodnajdziejegociała.Jednibędąmówili,żetrafił
naoddziałzamknięty,inni,żewyjechał.Niktgonawetniebędzie
szukał.
Kiedyprzyjechałaś?spytał,mrużącoczy.
Dziśrano.Mamurodziny.
Urodzinypowtórzył.Aha.
Nalałbezsłowa.Zapaliliwmilczeniu.
Cudownie.
***
Późnyzimowyzmierzch.Połowagrudniatysiącdziewięćset
osiemdziesiątegopierwszego.Białereflektorysłaboprzecinajączarną
noc.Przezzaśnieżonewzgórzajedziepodmiejskiautobus,razzgórki,
ostrożnie,razpodgórkę,jeszczewolniej.Zakręty.Napoboczach
zaspy.PodjeżdżanapustyprzystanekwTrzęsawiskach.Harmonijkowe
drzwiotwierająsięztrudem,botrochęprzymarzły.Trzebaszarpnąć.
Wewnątrzciemnytłum,robotnicywracajązdrugiejzmiany.Szare
twarze,parująceoddechy.Zgorącychwnętrznościautobusuwysiada
mężczyzna,IgnacySokołowski,wszyscygotuznają.Urodziłsię
naPogorzałymzarazpowojnie,wyjechałpotemdomiastadoszkół,
matkamumówiła,żebyniewracał,aleonwrócił.Wystarałsię
oprzydziałizamieszkałwaptece.KtobywTrzęsawiskachnieznał
aptekarza?Czapka,kożuch,rękawice.Wracazżonązeszpitala.
Dzieckomusięurodziło,wesołebędziemiałświęta.Chłopykiwają
poważniegłowami.Każdywie,jaktojest.Małoktórysięuśmiecha.