5.Pierwszydzieńwobozieprzetrwania
–Drrryń!Drryń!Drr…
Wyłączyłembudzik,narzekającwmyślachnaponiedziałki.Poraz
pierwszyodkilkudnizostałemwyrwanyzesnuprzezcośinnegoniż
kuzynki,coniezmieniałofaktu,żesięniewyspałem.Przezcały
weekendnonstoprozmyślałemospotkanymwpiątekduchu,amyśli
teniepozwalałymizasnąć.Naczolewciążmiałempokaźnegosińca
oduderzeniapatelnią,więcduchmisięnieprzyśnił.Niebyłtojednak
dowódnajegoistnienie–wgręwciążwchodziłyhalucynacje.Choć
kiedyciociawpiątkowepopołudniewróciłazpracy,zapewniłamnie,
żeszynkabyłaświeża.Przeraziłasięguzemnamoimczole,więc
skłamałem,żeprzewróciłemsięnaschodach.Uwierzyła.Niebyło
powodu,żebyjąmartwić–cokolwiekdziałosięzemnąwpiątek,
musiałojużustać,gdyżodtamtejporyKapitanCzachaniezjawiłsię
ponownienastrychu.
Przeciągnąłemsię,narzuciłemnasiebiepierwszelepszeubrania,
spakowałemplecakizszedłemnadół.Wystałemswojewkolejce
doobleganejprzezwszystkichłazienki,pomogłemwujkowi
wznoszeniupudełekzzabawkamidosamochodu(pracowałjako
przedstawicielhandlowy),poczymudałemsiędokuchninaśniadanie.
–Cześć,ciociu,cześć,dziewczyny.
–Cześć–odpowiedziałmichórżeńskichgłosów.
–Ajednakistniejąosobyidącezuśmiechemdoszkoły
–powiedziałaciocia,kiedymniezobaczyła.–Codzienniesłyszę
narzekaniamoichdzieci,więcstraciłamjużnadzieję.Dziewczyny,
bierzcieprzykładzDanny’ego.
–Niewidzępowodu,abybyćnieszczęśliwym–stwierdziłem,
nakładającnatalerzjajecznicę.–Szkołatofajnasprawa.Poznam
nowychkolegów,pogramwpiłkęnożnąnatejlekcjisportowej,
októrejmówiłmiwujek,iniktniebędzienademnąstałimnie
poprawiał.Poparugodzinachwrócędodomuibędęmiałmnóstwo
czasuwolnego.Luzik.
–Chodziłeśkiedykolwiekdoszkoły?–zapytałazdziwionaNatalia.
–Nie,zawszeuczyłymnieguwernantki.
–Szczęściarz–mruknęła.
Anetazaśmiałasię.
–Notojużwiemy,skądtwójoptymizm.Zobaczymy,copowiesz
poprzeżyciupierwszegodnia.Jeszczezatęskniszzaguwernantkami.