Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
wmoimgłosiebrakowałostanowczości.
–MamajestwniebiezJezusem!–oznajmiłaHope.
WtedypodszedłdonasojciecMichael.
–Hope,ciałotwojejmamyjestwtrumnie,alejej
duszaposzładonieba–wyszeptał,zionącnanią
nieświeżymoddechem.
KilkasekundpóźniejniosłamHopedowyjściaprzy
akompaniamenciejejrozdzierającegowrzasku.Jakktoś
takmałymógłbyzrozumiećideęrozdziałuciałaiduszy?
Trzebabyłozaufaćprzeczuciom.Pogrzebtoniejest
uroczystośćdladziecka.Wiedziałamotym.Ale
najgorszabyłamyśl,żezawiodłammamę.
Kończyłsięwrzesień.Byłjedenztychrześkich,
słonecznychdni.Pobłękitnymniebieścigałosiękilka
białychchmur,adrzewadopierozaczynałysięlekko
złocić.Zbytpięknydzieńnacośtaksmutnego.Hope
przestałakrzyczeć,jaktylkowyszłyśmyzkościoła,
izaczęłamisięwyrywać.Naasfaltowymchodniku
leżałypodeptaneskrawkikonfetti:różowepodkówki,
białemotylki,cytrynoweserduszka.Mojasiostra
oddaliłasięwpodskokach,goniącpierwszespadające
liście.Stałambezruchuijąobserwowałam,myśląc,
żejeśliudajejsięjakiśzłapać,tonapewnobędzie
znak.Oczywiście,nicztego.Jesienneliściemają
wzwyczajunaglezmieniaćkierunek,gdyjużmasz
prawiepewność,żelecąciprostowręce.Pozatym
Hopenigdyniemogłasiępochwalićzbytdobrą
koordynacją.PostanowiłamzabraćjąnaMcFlurry,
zanimnarastającafrustracjazamienisięwzłość.
Wtensposóbominęłonassłuchaniekomunałówojca
Michaelaotym,jakąmamabyłaporządnążoną