Treść książki
Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
ROZDZIAŁ2
Beniowa,1czerwca1946roku
ZnienawidzoneBieszczadypowitałygopięknąpogodą,pieszczącą
oczyzieleniąiśpiewemptaków.Samochodemokrutnierzucało
nawybojach,zawieszeniewysłużonegogazikawydawałoiście
potępieńczejęki,aleradzieckakonstrukcjazmozołempokonywała
kolejnezakrętygruntowejdrogi.Wyjechalinamałewzniesienie
imajorLewKoroniewskinakazałzatrzymaćsamochód,conastąpiło
zpiskiemhamulcówizgrzytemwybijanegobiegu.Jadącezanimiauta
dopierowyłaniałysięzzazakrętudrogi.
–Towarzyszumajorze?–zapytałkierowcawstopniukaprala,
spoglądającnaoficera.
–Totawieś?–Koroniewskiwskazałchałupymajaczącewoddali.
–Takjest–zameldowałkapral.
Majorobejrzałsię;jadącaznimkolumnadocieraładomiejsca
postoju,samochodykolejnosięzatrzymywały,alekierowcyniegasili
silników.ZpierwszegoznichwyskoczyłchorążyMarcelCzerwiński
ipodbiegłdosamochodumajora,poczymbezpytaniawszedłnatylną
częśćpojazduistanąłobokswojegodowódcy,spoglądając
wewskazanymprzezkierowcękierunku.
–Beniowa–oznajmiłchorąży.–Ostatniraportwskazuje
nadziewięćdziesiątsiedemchałupisześciusetsiedemnastu
mieszkańców.Cerkiew,folwark,młynitartak.
–Nasi?
–GłównieRusini,ŁemkowieiBojkowie,trochęPolaków,ale
główniemałżeństwamieszane.
–Spokojni?
–Bardzo–zapewniłchorąży.