Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
możnaniczarzucić.Jasno,treściwie,zdokładnymwyliczeniemprodukcjieksportowej,z
podaniemobniżkikosztówiwzrostuwydajnościpracyinżynierwykładałnapapierzeswoje
propozycje.
GdybyMaliniakbyłchoćtrochęsympatyczniejszy…nGK”zastanawiałsięprzez
chwilę,czyjestwZakładachktoś,ktolubitegodługonosego,wysokiegoczłowiekao
zimnych,wyłupiastychoczachrybyizaciętychwargach.Ichoćwszyscyzgodnie
przyznawali,żeMaliniaktojedenznajzdolniejszychinżynierów,niktniepodniósłręki,kiedy
przyszłodowyborówprzewodniczącegoKołaNOTikiedynGK”,raczejzbrakuinnego
kandydataniżzsympatii,zaproponowałjegonazwisko.
Maliniaknieobraziłsię.Wzruszyłtylkoramionami.Różniepotemtengest
interpretowano,aleniktzinżynieremotejsprawienierozmawiał.Szczerzemówiąc,niktnie
miałbyodwagi.nTobydowodziłomyślałgłównykonstruktorżesięgoboją.Ale
dlaczego?”
Zadzwoniłtelefon.Dyrektortechnicznyprosiłdosiebienanaradęwsprawieprojektu.
nGK”zasępiłsięiodparł,żeprojektniejestjeszczegotów.ŻetylkoMaliniak…
Ach,kolegaMaliniak?dyrektorwyraźnieuśmiechnąłsiędosłuchawki.
Chwalebne.Podrzućciemiprzyokazjijegotezy,dobrze?Oczywiście,jeżeliniebędąwam
potrzebne.
Maliniakdałwdwóchegzemplarzachstwierdził,zresztądopierowtymmomencie,
głównykonstruktor.Mogęzarazjedenprzynieść.
WchwilępóźniejzetknąłsięzMaliniakiemwsekretariaciedyrekcyjnym.Długonosy
inżynierwychodziłzgabinetunaczelnego;twarzmiałjakzwyklenieprzeniknioną.Mogłoto
oznaczaćwrównymstopniu,żeotrzymałnaganę,jakpremię.
Dobrze,żepanaspotykampowiedziałnGK”.Idęwłaśniezpańskimitezamido
technicznego,chciałjeprzejrzeć.Chodźmyrazem.
Maliniakskinąłgłowąwmilczeniuiprzepuściłgłównegokonstruktoraprzedsobąw
otwartedrzwi.Uznawałhierarchięsłużbowąnatyle,nailebyłotowskazane.
WgodzinępóźniejwychodziłzbramyZakładów,trzymającpodpachążółtąteczkę.
Byłoparęminutpotrzeciej.Siąpiłdrobny,majowydeszcz,wpowietrzupachniałoświeżą
zielenią.Maliniakotworzyłswojegofiata-600,rzuciłteczkęnatylnesiedzenie,zapuścił
motor.Małysamochodzikruszyłcichoisprawnie.ZPółnocnejPragiinżynierzpewnym
trudembyłytogodzinyszczytukomunikacyjnegoprzedostałsięnaPołudniowąizapuścił
dalekowjednązperyferyjnychuliczek,krętychiwąskich.Egzystowałotuparęprywatnych
sklepikówwarzywno-spożywczych,krawiec,szewciniewielkiwarsztatsamochodowy,w
podwórzu.
Wjechałtam,wyłączyłmotoriwychyliłsięprzezopuszczonąszybę,adojrzawszytego,
któregoszukał,zamknąłstaranniewóz,poczymwszedłdodrewnianegobaraczku.Kręciło
siętukilkumężczyznwzatłuszczonychkombinezonachroboczych,usmarowanychfarbą.
Dwasamochodyzupełnentrupy”naokotkwiłynamałympodwyższeniu,z
melancholijnierozwartymimaskami.Przyjednym,pochylonynadsilnikiem,jakiśczłowiek
uważniewsłuchiwałsięwwarkotzapuszczonegomotoru.
Zostawtopowiedziałinżynierstającobokniego.Chodźmydokantoru.
Człowiekwyprostowałsięirękawembluzywytarłspoconątwarz.Potemspojrzałna
Maliniakaniechętnie.
Japracuję.Niewidzisz?mruknął.Zębamiwyciągnąłzwierzchniejkieszonki
papierosa.Dajmiognia.Ocochodzi?
Idziemy,Andrzej.
Wgłosieinżynierabyłocoś,cosprawiło,żeprzystojny,choćzbytkrępyiniski
mężczyznarzuciłnadeskitrzymanewrękunarzędzie,rozejrzałsiępobarakui,wydawszy
9