Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
papierowa.
Znalazłoprzeciemłodelicaiposwywolićchciało.Poczęłowięc
jecałowaćognistemipocałunkami,łechtaćdrżącemipromieniami;
poczęłopieścićigłaskać.
Takiepieszczotyiswawolemiewałozwykledlaludzi,którzy
znosilijegoskwarcałodzienny,aludzieowipłacilimuuśmiechem
i,zaczepieni,podnosiliwstronęjegotarczyłagodnej,purpurowej,
oczywdzięczneiwesołe.
Aleutegostołuinnibyliludzie.Młodeliceuchyliłosię
odpieszczoticałusów,usunęłosięniechętnie,itwarzmłodej,
bardzopięknejdamyzachmurzyłasięwidocznie.
Ach!toobrzydliwesłońce!Obiadujemyprzychłopskiej
iluminacji!sarknęłaodrzucającwachlarz.
Towarzyszjej,mężczyznabladyimizerny,podniósłoczykuoknu
iłunazachodustanęławjegoźrenicachsiwych,przyćmionychijakby
bardzosmutnych.
Ktośty?spytałogosłońce.Niewidziałemnigdyani
ciebie,anitakiegosmutku,jakwtwoichoczach.Czyśnieszczęśliwy?
Czyśchory?Chodźzemną!...
Zamigotałocałembogactwemswychbarw.
Chceszzłotaipurpury?Patrzileichmam!
Źrenicepozostałymgławeizimne.Mężczyzna,niespuszczając
powiek,rzekłbardzodźwięcznym,cichymgłosem:Siła!zapuść
firankę!
Biało-złocistysługa,stojącyzajegokrzesłem,jaknawarcie,
poskoczyłżywokuoknu.
Inaglepomiędzysłońcem,atymobrazkiemobcymaciekawym,
stanęłagęsta,gładkazaporazciemnegojedwabiu.
Słońceskupiłosię...iuderzyłownią,zdziwioneiuparte.Nie
zdołałoprzebić,chciałospalić.Rozgorzało,jakłuna,gniewne
imściwe.
Jedwabprzyjąłcios,rozpaliłsięiłapczywiewciągnąłwsiebie
promienie.Wszystkiezagarnął,dośrodkadostałosiętylkoświatło
łagodne,rozpraszającedobroczynniemrokkomnaty.