Treść książki

Przejdź do opcji czytnikaPrzejdź do nawigacjiPrzejdź do informacjiPrzejdź do stopki
doprzedszkola,aobokniejmniejsza,czerwona.
Wyglądałananową.
Babciu,agdzietybyłaś?zapytałam,wracając
natychmiastdosalonu.Maszwyjętewalizki.
Och…zmieszałasię.Niezdążyłamrozpakować,
zaraztozrobię.
Niewiedziałam,żegdzieśwyjeżdżałaś.Nicminie
wspo​minałaś,jakostatniorozmawiałyśmy.
Uśmiechnęłasiędziwnieiruszyładopokoju.
Podreptałamzaniąiprzyglądałamsię,jakzaczyna
wyjmowaćrzeczyzmniejszejwalizki.Dziwne,bobyły
perfekcyjnieułożone.Jakczłowiekskądśwraca,toupycha
wszystkobylejak,ajużnapewnonieprasujeprzed
powrotembluzek.
Cośmituśmierdzipowiedziałamgłośno.
Niemożliwe,pościeluprana,myłamdziśpodłogi…
Toniepodłogi,babciu.
Coteżinsynuujesz?prychnęła.Dopierocosię
kąpałam.
Babcianigdyniemyłasięwdzień.Zawszewybierała
wieczór,tużprzedpójściemspać…
Cotusiędzieje?zapytałamwprost.Towygląda
tak,jakbyśsięwłaśniespakowałanapodróż,aniezniej
wróciła.
Jednodrugiegoniewyklucza.
Gdyzrobiłamwielkieoczy,wkońcuuraczyłamnie
wyjaśnieniami.
MiałamjechaćzReniądosanatorium.Askoro
przyjechałaś,tojednakzostanęwdomu.
Niemalopadłamiszczęka.Babciazasadniczonielubiła
podróży,dlategonigdynieodwiedziłanaswAnglii,ale
sanatorium?Zawszepowtarzała,żetoniedlaniej,
żejeżdżątamsamiwdowcyliczącynaprzygodnyseks,a
onawolałabytyłekwpokrzywywsadzić,niżpozwolić,aby
obmacałgopodstarzałyamantuznającykąpieljedynie
razwtygodniu,zatowypsikanyodstópdogłówtanim